sobota, 31 grudnia 2011

Na Nowy Rok ...





Na Nowy Rok

Słyszycie! Północ już bije,

Rok stary w mgły się rozwiewa,

Jak sen przepada...

Krzyczmy: Rok nowy niech żyje!

I rwijmy z przyszłości drzewa

Owoc, co wiecznie dojrzewa,

A nie opada.



Rok stary jak ziarnko piasku

Stoczył się w czasu przestrzenie;

Czyż go żałować?

Niech ginie! bez łzy, oklasku,

Jak ten gladiator w arenie,

Co upadł niepostrzeżenie -

Czas go pochować.



Bywały lata, ach! krwawsze,

Z rozpaczy jękiem lecące

W przeszłości mrok;

A echo powraca zawsze,

Przynosząc skargi palące...

Precz z smutkiem! Życzeń tysiące

Na Nowy Rok!



Spod gruzów rozbitych złudzeń

Wynieśmy arkę rodzinną

Na stały ląd!

Duchowych żądni przebudzeń,

Potęgą stańmy się czynną,

Bacząc, by w stronę nas inną

Nie uniósł prąd.



Rozumu, niezgiętej woli,

Prawdziwej duchowej siły

I serc czystości!

A Bóg nam stanąć pozwoli,

I z naszej skromnej mogiły

Dzieci się będą uczyły,

Jak żyć w przyszłości.



W olbrzymim pokoleń trudzie

Bądźmy ogniwem łańcucha,

Co się poświęca,

Nie marzmy o łatwym cudzie!

Najwyższy heroizm ducha

Jest walką, co nie wybucha,

Pracą bez wieńca.



Uderzmy w kielichy z winem

I bratnie podajmy dłonie,

Wszakże już czas!

Choć różni twarzą lub czynem,

Niech nas duch jeden owionie,

Niech zadrży miłością w łonie

I złączy nas!



Bo miłość ta, która płynie

Z poznania ziemskiego mętu,

Jest światłem dusz!

Choć Bogu wznosi świątynie,

Potrafi zstąpić bez wstrętu

I wyrwać słabych z odmętu

W pośrodku burz (...)

A.Asnyk

Kochani czytelnicy, przyjaciele,
Życzymy Wam przede wszystkim , aby ten Nowy Rok 2012 był czasem Waszym i Waszych rodzin.
By nie zabrakło w nim czasu na refleksje i miłość.
Reszta niech pozostanie niewybrzmiałym milczeniem skrytości naszych serc ...
Do siego roku.
Ewa z rodziną


piątek, 30 grudnia 2011

Montessoriańskie "Wężowidło" - Dodawanie, część I


Wężowidło, w świecie anglojęzycznym znane pod nazwą „Snake Game”, to wspaniała zabawa pozwalająca dziecku na odkrywanie, eksperymentowanie i utrwalanie dwóch podstawowych działań, jakimi są: dodawanie i odejmowanie. W najbliższym czasie skupimy się tylko i wyłącznie na części poświęconej dodawaniu. Składać się ona będzie z 4 części, odpowiadających czterem różnym prezentacjom. Na dzień dzisiejszy, Kuba samodzielnie wykonuje wszystkie cztery ćwiczenia i muszę powiedzieć, że bardzo je lubi. Jestem pewna, że i Waszym skarbom przypadną one do gustu.



Wężowidło ma wiele zalet. Przede wszystkim, pozwala dzieciom zapoznać się zE wszystkimi możliwymi kombinacjami tworzącymi liczbę 10. Co więcej, dzięki tej zabawie Wasze dziecko ma szansę posiąść podświadomie wiedzę o tym, że sumując ze sobą dowolne dwie cyfry w zakresie od 1-9 otrzymają sumę nieprzekraczającą liczby 18. Co za tym idzie, wężowidło pozwala w przyjemny sposób opanować podstawowe kombinacje występujące w dodawaniu, które później umożliwią dziecku szybkie dodawanie dowolnie wybranych liczb.

Do zabawy w wężowidło potrzebne będą Wam następujące elementy:
• 5 zestawów kolorowych schodków (1-9), umieszczonych w pudełku z czerwoną pokrywką,
• 1 zestaw czarno-białych schodków w pudełku z białą pokrywką,
• 25 złotych pręcików dziesiątek w pudełku ze złotą pokrywką.
• Kartonowy trójkącik z nacięciem szerokości 2-3mm.




Kolory pokrywek ułatwiają dziecku organizację pracy, ale nie są elementem niezbędnym. Równie dobrze możecie przyjąć inny układ kolorystyczny.

Cześć z Was zapewne zastanawia się, jak wygląda zestaw czarno-białych schodków. Tak, jak w przypadku ich kolorowego odpowiednika, zestaw czarno-biały składa się z metalowych pręcików, na które nawleczone zostały koraliki w liczbie od 1-9. Żeby wszystko było jasne, podaję układ kolorystyczny dla poszczególnych pręcików:


1 – jeden czarny koralik,
2 – dwa czarne koraliki,
3 – trzy czarne koraliki,
4 – cztery czarne koraliki,
5 – pięć czarnych koralików,
6 – pięć czarnych koralików i jeden biały
7 – pięć czarnych koralików i dwa białe,
8 – pięć czarnych koralików i trzy białe,
9 – pięć czarnych koralików i cztery białe.



PIERWSZA PREZENTACJA


1. Przed przystąpieniem do pracy, nazywamy materiał, z którym będziemy pracować wraz z dzieckiem.
2. Wskazujemy miejsce gdzie dany materiał należy odłożyć po skończonej pracy.
3. Prosimy dziecko o przyniesienie i rozłożenie maty.
4. Przynosimy pudełeczka potrzebne do zabawy w wężowidło na matę.
5. Pudełeczka układamy w następującej kolejności: pudełko ze złotą pokrywką, pudełko z czerwoną pokrywką i pudełko z białą pokrywką, zaczynając od górnego lewego rogu maty.




6. Otwieramy pudełko ze złota pokrywką, następnie pokrywkę wsuwamy bezpośrednio pod pudełko.
7. Otwieramy pudełko z czerwoną pokrywką. Pokrywkę umieszczamy bezpośrednio za pudełkiem tak, aby jej kolorowa część była zwrócona do dziecka.
8. Otwieramy pudełko z białą pokrywką, opróżniamy jego zawartość na matę. Odkładamy pudełko na miejsce wsuwając pokrywkę pod pudełko.
9. Umieszczamy pierwszy czarny koralik po prawej stronie maty i prosimy dziecko, aby dokończyło budowanie czarno-białych schodków.




10. Zwracając się bezpośrednio do dziecka mówimy: „ Teraz zbuduję dla Ciebie pięknego kolorowego węża”.
11. Z pudełka, w którym znajdują się kolorowe schodki wyjmujemy jeden pełen zestaw schodków, plus dodatkowo, jeden pręcik z pięcioma jasnoniebieskimi koralikami(5) . Zamykamy pudełko pokrywka, która znajdowała się za pudełkiem.
12. Z koralików budujemy węża. Sposób ułożenia koralików nie ma znaczenia - można je łączyć ze sobą w dowolny sposób.




13. Informujemy dziecko, że zamienimy teraz kolorowego węża w złotego węża.
14. Bierzemy do rąk kartonowy trójkącik i umieszczając go każdorazowo za przeliczonym koralikiem, odliczamy zaczynając od lewej strony węża, dziesięć koralików.
15. Kiedy dotrzemy do dziesiątego koralika, układamy bezpośrednio za nim nasz kartonowy trójkącik.


16. Bezpośrednio nad odliczoną dziesiątką koralików, umieszczamy pręcik ze złotą dziesiątką. Jeżeli po prawej stronie kartonika na pręciku pozostały nam jakieś koraliki zliczamy je. Nad nimi umieszczamy pręcik z czarno-białych schodków odpowiadający liczbie pozostałych po prawej stronie koralików.




17. Przeliczone i wymienione na złote i czarnobiałe schodki koraliki umieszczamy w pustym pudełeczku z białą pokrywką.
18. Przesuwamy wymienione koraliki tak, aby tworzyły całość z wężem.




19. Przypominamy dziecku, że nowe odliczanie, zaczynamy zawsze od pierwszego niezłotego koralika.
20. Zaczynamy odliczać następną dziesiątkę koralików. Oznacza to, że w tym wypadku musimy zacząć od czarno-białych koralików.




21. Tak jak w poprzednim przykładzie, ustawiamy kartonowy trójkącik za dziesiątym koralikiem. Nad przeliczoną dziesiątką umieszczamy złoty pręcik. Jeżeli istnieje taka potrzeba przeliczamy koraliki, które pozostały na pręciku po prawej stronie kartonika i wymieniamy na odpowiedni pręcik z czarno-białych schodków. Przeliczone i wymienione koraliki umieszczamy w przypisanych im miejscach: kolorowe schodki trafiają do pudełka z białą pokrywką, czarno-białe pręciki wracają na swoje miejsce w schodkach.




22. Całą czynność powtarzamy tak długo, aż wąż stanie się całkowicie złoty.



SPRAWDZENIE POPRAWNOŚCI WYKONANIA ZADANIA


1. Układamy wszystkie wykorzystane złote pręciki pionowo na macie, zostawiając między nimi przyzwoite odstępy.
2. Wysypujemy wszystkie wykorzystane w zabawie kolorowe pręciki na matę.
3. Umieszczamy dowolny kolorowy pręcik wzdłuż pierwszego złotego pręcika pytając: „ Ile koralików potrzebujemy, aby stworzyć dziesiątkę?”


4. Dokładamy pręcik z odpowiednią liczbą koralików, tak, aby ich suma dawała liczbę 10.
5. Wybieramy kolejny kolorowy pręcik i umieszczamy go wzdłuż drugiego złotego pręcika, zadając dziecku to samo pytanie: „Ile koralików potrzebujemy, aby stworzyć dziesiątkę?”
6. Tak, jak poprzednio, dokładamy odpowiedni pręcik, aby suma koralików wynosiła 10.
7. Czynność powtarzamy, aż do wyczerpania koralików.

Jeżeli w wyniku sprawdzenia, na macie zostaną nam jakieś nieprzyporządkowane koraliki lub jest ich za mało, by stworzyć pełne dziesiątki możemy być pewni, że w zadaniu został popełniony błąd, albo w trakcie przeliczania, albo w trakcie wymiany koralików. W takiej sytuacji całe ćwiczenie należy powtórzyć od początku.

Miłego wężowania!!!

czwartek, 29 grudnia 2011

Nauka czytania i pisania metodą Montessori - część I




Czy rozpoczynając naukę pisania ze swoimi dziećmi zastanawialiście się kiedyś, co tak naprawdę stanowi jej cel? Czy pisanie jest tylko mechaniczną czynnością wymagającą pewnej automatyzacji, czy może posiada inne wyższe bardziej złożone funkcje?. Widząc, jak duży nacisk na naukę poprawnego pisania kładzie się w pierwszej klasie szkoły podstawowej zaczynam się nad tym poważnie zastanawiać. Dodatkowo, mój spokój burzy teoria nauki pisania i czytania opracowana przez Marię Montessori, która tak idealnie zgadza się z moimi obserwacjami całego procesu u Kuby, a która jednocześnie bardzo odbiega od klasycznej formy propagowanej w szkole. Czy posuwamy się w dobrym kierunku? Czy może zgubiliśmy coś ważnego w pędzie tworzenia i kształtowania funkcjonalnych i użytecznych bytów? Ponieważ ta kwestia nie daje mi spokoju od dłuższego czasu, postanowiłam ją ubrać w słowa i swoje refleksje i na tym skromnym blogu poddać ją dyskusji. Mam nadzieję, że podejmiecie wyzwanie i podzielicie się ze mną swoimi opiniami, wątpliwościami i niepokojami. A może ktoś z Was już znalazł złoty środek i mógłby nas oświecić: -) Zapraszam serdecznie.


CZYM PISANIE JEST, A CZYM NIE JEST?


Zacznijmy od przykładu. W swojej książce poświęconej metodą nauczania M. Montessori, E.P. Culverwell* przytacza dobitny przykład na to, czym nauka pisania być nie powinna. Culverwell pisze tak: „ Wyobraźmy sobie, że nauczymy dziecko niewładające językiem niemieckim, zapisu graficznego poszczególnych niemieckich liter. Dziecko, które opanuje te elementy, bez problemu będzie wstanie przepisać dowolny niemieckojęzyczny tekst. Jeżeli dodatkowo nauczymy je wymowy fonetycznej poszczególnych liter, będzie ono wstanie napisać dyktowany przez nauczyciela tekst ze słuchu. Co więcej, dziecko takie będzie w stanie nauczyć się układu wyrazów i liter w wierszu i z pamięci taki tekst odtworzyć. We wszystkich wspomnianych ćwiczeniach ma ono szanse nabrać wytrawnej biegłości. Nie możemy się nie zgodzić, że dziecko takie posiadło trudna sztukę pisania. Opanowało jednak tylko jego aspekt mechaniczny". Musimy zadać sobie pytanie, czy tak opanowana forma spełnia jedną z podstawowych funkcji pisania. Czy stanowi formę wyrazu i jest środkiem komunikacji autora z odbiorcą? Jaka jest motywacja owego dziecka i jaki sens ma dla niego pisanie? Owszem, przepisany tekst jest nośnikiem emocji i myśli, ale nie ma w tym ani krzty dziecka. Tekst, mimo, że naszpikowany treścią dla dziecka pozostanie martwy. W procesie pisania stało się ono tylko pośrednikiem nic niewnoszącym do całego procesu. Czy takie dziecko będzie miało motywacje, by samodzielnie pisać, kiedy poklask i pochwały nauczycieli usuną się w cień?. Czy posiadanie umiejętności kopiowania jest wystarczającym bodźcem intelektualnym, by zachęcić dziecko do autoekspresji? Nauka pisania w formie przepisywania jest jak najbardziej mechanicznym i bezrefleksyjnym aktem woli. Chociaż istotna, nie spełnia swojej podstawowej funkcji, jaką jest możliwość autoekspresji. Patrząc na doświadczenia szkolne mojego syna, widzę jak aspekt, który powinien stanowić priorytet nagminnie jest marginalizowany. Obserwuję spadek jego motywacji i zastanawiam się, jak mogę mu pomóc odnaleźć sens żmudnych, automatycznych ćwiczeń pozbawionych szans na indywidualizację całego procesu. Ale o samych technikach napiszę, kiedy indziej.



CZYM JEST PERFEKCJA W SZTUCE NAUKI PISANIA


Wracając do tematu. Opanowanie trudnej sztuki pisania może mieć dwojaki charakter. Jak już wspomnieliśmy wcześniej, pisanie jest formą komunikacji i służy przekazywaniu naszych idei i treści innym ludziom. W świetle tego, perfekcyjne pismo powinno charakteryzować się przejrzystością i czytelnością. Z drugiej jednak strony, jeżeli spojrzymy na naukę pisania przez pryzmat jego wyższego celu, jakim jest autoekspresja, możemy zauważyć, że jego perfekcja leży w spontanicznej zdolności do przekazywanych treści, którą jednostka chce wyrazić. Oczywiście nie da się ukryć, że część energii musi, a nawet powinna koncentrować się na mechanicznych aspektach pisania, by utrzymać wspomniana wcześniej jakość kryterium czytelności i przejrzystości. Choć może to zabrzmieć dość paradoksalnie: im bardziej sprawnym mechanicznie aparatem dysponuje jednostka w procesie pisania, tym mniej mechaniczny staje się charakter autoekspresji w całym procesie. Podobną analogie możemy znaleźć analizując procesy towarzyszące wypowiadaniu się. Dla większości z nas, proces mówienia jest czynnością tak mechaniczną, że mowa stanowi spontaniczny wyraz naszych myśli. Myśl, która pojawia się w naszej głowie zostaje automatycznie zwerbalizowana. Często uświadamiamy sobie jej obecność dopiero w momencie, kiedy słyszymy jak wybrzmiewa w naszych ustach.
Zastanawiać się pewnie, do czego zmierzam? A no do tego, że jakkolwiek próbowalibyśmy ugryźć temat dochodzimy do tego samego wniosku: aspekt mechaniczny i kreacyjny muszą ze sobą współistnieć i wzajemnie się uzupełniają. Pytanie, które nasuwa się mi w tym momencie to pytanie o kolejność wprowadzania poszczególnych elementów, tak, aby w efekcie uzyskać uzyskać ich harmonijny melanż.



MECHANIKA KONTRA AUTOEKSPRESJA


Wydaje mi się, że odpowiedz na moje pytanie znajduje się właśnie w tak bliskiej mi metodyce Marii Montessori. W nauce pisania metodą Montessori dziecko przeprowadzane jest przez mechaniczne trudności towarzyszące poszczególnym etapom nauki, w taki sposób, że nie ma świadomości, że cały proces ma w ogóle miejsce. Dziecko posiadające mechaniczne przygotowanie do pisania zostaje ze swoim warsztatem pozostawione samo sobie, aż do momentu, kiedy osobiście odkryje, że potrafi samodzielnie pisać wyrazy i zdania. Proces ten następuje nie w wyniku żmudnego przepisywania, czy pisania ze słuchu, jak się to dzieje w typowej szkole. Dziecko zaczyna pisać, dlatego że odczuwa wewnętrzną potrzebę by wyrazić siebie w tej właśnie formie. Samo odkrycie dla dziecka nowej formy kreacji stanowi niesamowity intelektualny bodziec. Jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki dziecko odkrywa niepohamowana przyjemność płynąca z pisania. Praca włożona we wcześniejsze mechaniczne przygotowanie skraca i ułatwia niesamowicie cały proces, sprawiając, że całe przedsięwzięcie obfituje w efektywne i długotrwałe skutki. Oczywiście na tzw. „czekanie” można sobie pozwolić ze względu na fakt, że przygotowanie do pisania i czytania zaczyna się praktycznie już od pierwszych momentów pracy z montessoriańskimi materiałami. Zazwyczaj eksplozja i potrzeba autoekspresji przypada średnio na 4/5 rok życia dziecka, czyli szczęśliwie, na okres, kiedy to my rodzice możemy jeszcze decydować o tym, w jaki sposób prowadzić edukację naszego dziecka. Warto się nad tym dogłębnie zastanowić wybierając metody i materiały, z którymi będziemy pracować.



IZOLACJA TRUDNOŚCI W NAUCE PISANIA


Dużą rolę w opanowaniu poszczególnych elementów potrzebnych w nauce pisania odgrywa izolacja trudności. Zasadę, że skomplikowane czynności łatwiej opanować rozbijając je na mniejsze i łatwiejsze do opanowania etapy towarzyszy metodyce Montessori od samego początku. Ta swoista filozofia pojawia się także mniej lub bardziej szczątkowo we współczesnych metodach wprowadzanych przez tradycyjne szkoły. Zazwyczaj dziecko uczy się kopiować najpierw proste linie, później haczykowate linie, by finalnie dojść do kółek i coraz to bardziej skomplikowanych elementów. Wszystko to dzieje się w myśl zasady, że perfekcyjne opanowanie poszczególnych elementów ułatwi uczniowi tworzenie pełnych i prawidłowych liter. Chociaż jest w tym wiele słuszności, sama koncepcja nie przynosi fizycznej ulgi uczniom, ponieważ proces fizjologiczny towarzyszący tworzeniu poszczególnych, prostszych elementów jest identyczny jak przy tworzeniu pełnych liter. Uwaga ucznia, tak przy tworzeniu prostych kresek, jak przy tworzeniu litery musi nieubłagalnie dzielić się między dłoń i oko. Ta sama grupa nerwów, wprawia w ruch tę samą grupę mięśni potrzebną do stworzenia haczyka jak i pełnej litery. Co gorsza, w procesie pisania kilkanaście grup mięśniowych ćwiczonych jest jednocześnie, uniemożliwiając ich izolację. Na szczęście opanowanie i koordynacja mięśni dłoni przychodzi nam z większą łatwością niż Np. opanowanie i koordynacja ruchów rąk i nóg potrzebnych w nauce pływania. Jesteście ciekawi, dlaczego? Odpowiedz jest banalnie prosta. Ośrodki odpowiadające za ruchy nóg i rąk usytuowane są w różnych miejscach w mózgu. Naukowo dowiedziono, że koordynacja ruchów mających swoje źródło w różnych ośrodkach nerwowych jest o wiele trudniejsza niż koordynacja ruchów mających źródło w tym samym ośrodku. Jest, więc nadzieja; -) W myśl powyższej teorii Wasze dziecko, które jeszcze nie pisze samodzielnie, a potrafi pływać czy jeździć na rowerze nie powinno mieć żadnych trudności z mechanicznym opanowaniem pisania;-). Dlaczego więc nauka pisania jest tak pracochłonna i żmudna?



MECHANICZNE KOPIOWANIE – PRZESZKODĄ W NAUCE PISANIA


Otóż największą przeszkodą w nauce pisania jest tak dobrze nam znane PRZEPISYWANIE czy KOPIOWANIE poszczególnych elementów z tablicy, z książki itp. Łatwość zarządzanie ruchami ręki dyktowanymi własną wolą, to jedna rzecz. Przesuwanie ołówka w dowolnym kierunku na kartce, to zadanie stosunkowo łatwe i wykonalne nawet dla najmłodszych szkrabów. Mimo, że sporo czasu może upłynąć zanim na kartkach naszych pociech pojawią się pierwsze kółka czy wymyślne wzory bądź tak pocieszne „głowonogi”. To, co stanowi największą przeszkodę, to już wcześniej wspomniany odtwórczy element wykorzystywany w procesie nauki pisania a mianowicie kopiowanie. Żeby lepiej zrozumieć cały proces warto go sobie rozłożyć na poszczególne etapy. Załóżmy, że otrzymaliśmy polecenie przepisania z tablicy literki „f”

ETAP 1
Nasze oko musi dokładnie przestudiować wzór kopiowanej litery, aby móc oszacować kierunek, w którym powinien poruszać się ołówek, wysokość, szerokość litery, poszczególne odległości pomiędzy poszczególnymi elementami itp.

ETAP 2
Parametry oszacowane wstępnie przez oko musza zostać przekazane za pomocą systemu nerwowego do grupy mięśni, która wprawi dłoń z ołówkiem w ruch.

ETAP 3
W trakcie, gdy część energii koncentruje się na mechanicznej czynności pisania inna część pracuje nad utrzymaniem obrazu litery w pamięci.

W prawdzie dla osoby dorosłej, której pamięć wzrokowa jest w miarę wyćwiczona, i która w zadawalającym stopniu posiadła umiejętność koordynacji pracy ręki i oka odtworzenie danej litery nie sprawi najmniejszej trudności. Zastanówmy się jednak ile wysiłku kosztuje to prozaiczne z pozoru zadanie, niedojrzały jeszcze organizm dziecka. A właśnie taki olbrzymi wysiłek to codzienność pierwszoklasisty. W szczególnie trudnej sytuacji są dzieci 6 letnie, które do szkoły poszły tracąc rok wprawek i szlaczków; -) Do czego zmierzam. Moim celem jest uświadomić sobie i Wam kochani czytelnicy, że rzeczywistość, z jaką spotykają się nasze dzieci w szkole może być inna i to niestety na nas spoczywa odpowiedzialność za podjęcie trudu zmiany sytuacji naszego dziecka na lepsze.


PAMIĘĆ MOTORYCZNA KLUCZEM DO SUKCESU W NAUCE PISANIA


Wielką zaletą Montessoriańskiej techniki nauki pisania jest to, że praktycznie eliminuje potrzebę koordynacji ręka-oko, jako części nauki pisania. Dzieci uczone metodą Montessori potrafią pisać z zamkniętymi oczyma równie dobrze jak z otwartymi. Kluczem tego sukcesu jest to, że proces odtwarzania liter opiera się nie na oku, które zarządza ręką w trakcie pisania, ale na tzw. PAMIĘCI MOTORYCZNEJ. Metoda Montessori poprzez skrupulatnie dobrane ćwiczenia pozwala wyćwiczyć palce dziecka tak, aby pamiętały one ruchy potrzebne przy formowaniu poszczególnych liter.

Ponieważ ten post zaczął mi się rozrastać do olbrzymich rozmiarów, przerwę w tym miejscu. I pozostawię całość Waszej refleksji. Nie ukrywam, że będę wdzięczna za Wasze przemyślenia i sugestie. Część druga nauki czytania i pisania metodą Montessori poświęcona będzie istocie pamięci motorycznej i roli, jaką odgrywa w procesie nauki pisania.

* "Montessori Metod" E.P Curvelwell

środa, 28 grudnia 2011

Kolory, bryły geometryczne i tajemniczy woreczek czyli moje inspiracje w duchu Montessori

Zabawy proponowane dzisiaj są tylko i wyłącznie wariacja na temat kształcenia zmysłu stereognostycznego, tak istotnego w podejściu Montessori. Dla niewtajemniczonych, wyjaśnię, że jest to umiejętność wielozmysłowego rozpoznawania obiektów przestrzennych. Jest to coś więcej niż znany nam doskonale zmysł dotyku. W zmyśle stereognostycznym istotną rolę odgrywa tzw. pamięć ruchowa. Ale nie będę Was dzisiaj zarzucać teorią i definicjami ;-)Z pewnością wrócę jeszcze do tego tematu przy okazji wpisu o nauce czytania i pisania metodą Montessori.



W skład zestawu do dzisiejszych zabaw wchodzą: 3 identyczne zestawy brył w trzech podstawowych kolorach: żółtym, czerwonym i niebieskim.W każdym zestawie znajduje się 6 brył. Jakie będą to bryły, zależy głównie od tego, co uda się wam znaleźć w pudełku z klockami ;-)

Mnie udało się wygrzebać:
- prostopadłościan
- sześcian
- walec
- graniastosłup o podstawie trójkąta
- połowę walca ciętego wzdłuż średnicy,
- połowę walca ciętego wzdłuż wysokości

W dalszej części ćwiczeń niezbędny będzie mały, ściągany sznureczkiem woreczek. Nasz powstał z dwóch kawałków czerwonego filcu zszytych ze sobą, za pomocą igły i nitki ;-). Dziurki zrobiłam zwykłym dziurkaczem do papieru i przez nie przewlekłam sznureczek. Żeby całość przyciągała wzrok Antolka na woreczku wylądowała, mała żółta gwiazdka :-)

Zadanie pierwsze: segregowanie brył według koloru



Zadanie drugie: segregowanie brył według kształtu



Aby przejść do kolejnego zadania, musicie mieć pewność, że Wasz szkrab zna nazwy poszczególnych brył geometrycznych. Jeżeli jeszcze nie wprowadziliście ich do Waszych zabaw, jest to dobry moment, aby to zrobić. Nazwy poszczególnych elementów najlepiej oczywiście wprowadzać trzymając się zasad lekcji trójstopniowej. Ja miałam o tyle wygodniej, że Antolek poznał wszystkie nazwy w trakcie naszych zabaw manipulacyjno-konstrukcyjnych ;-)



Z zestawu brył geometrycznych wybieramy 3 elementy, najlepiej, by jak najbardziej różniły się od siebie kształtem. Prosimy malucha o dokładne zbadanie każdej bryły za pomocą dotyku i próbę jej nazwania.



Zbadane i nazwane bryły lądują w tzw. "tajemniczym woreczku". Bawić możemy się na dwa sposoby. W wersji pierwszej - prosimy dziecko by za pomocą dotyku wyszukało konkretną bryłę. W wersji drugiej - dziecko samo wybiera bryłę do odszukania i nazywa ja, jeszcze przed wyjęciem z woreczka. Dla Antolka obie wersje z początku stanowiły wyzwanie, ale już po kilku razach załapał o co chodzi:-)



Kiedy maluch opanuje już rozpoznawanie 3 pierwszych brył za pomocą zmysłu stereognostycznego, możemy mu zaproponować kolejną modyfikację. Z drugiego zestawu dokładamy identyczne figury jak w ćwiczeniu poprzednim. Najpierw segregujemy je "na sucho". Następnie wszystkie elementy wędrują do woreczka. Teraz maluch ma dwa razy więcej elementów do posegregowania.


Zabawę można wzbogacać, aż do wyczerpania posiadanych elementów:-)

Oczywiście zmysł stereognostyczny nie zostanie pominięty i o typowo Montessoriańskich ćwiczeniach z tej kategorii będziecie mogli poczytać już w przyszłym miesiącu. Na razie zdradzę Wam tylko, że jestem w trakcie tworzenia domowych brył geometrycznych o parametrach Montessoriańskich i całej masy stereognostycznych woreczków.

Liczę na Wasze wirtualne wsparcie, bo szczerze powiedziawszy jestem bliska poddania się - szczególnie jeżeli chodzi o bryły:-)))))))

A w między czasie, jak zwykle, życzę Wam wspaniałego międzyświątecznego tygodnia ;-)

środa, 21 grudnia 2011

Montessori Monday - Wydanie przedświąteczne pachnące pomarańczą i goździkami :-)




Nie wiem jak Wam, ale mnie święta kojarzą się nierozerwalnie z zapachem choinki, pieczonych pierników i przede wszystkim z zapachem pomarańczy nabijanej goździkami :-)Już na samo wspomnienie tych zapachów, robi mi się jakoś tak cieplej na sercu ;-) Mam nadzieję, że te zapachy staną się częścią wspaniałych świątecznych wspomnień moich chłopców ;-) W tym roku do rodzinnej tradycji "maltretowania" pomarańczy dołączył Antolek :-) Nie chcę mi się wierzyć, jak ten czas ucieka. W zeszłym roku jego aktywny wkład w przygotowania świąteczne ograniczał się do "pacyfikowania" pierników ;-) a teraz wyrósł nam pomocnik "pełną gębą" Kiedy tak patrzę jak chłopcy błyskawicznie rosną marzę by posiadać moc zatrzymania czasu... Ale z pewnością nie tylko ja tak mam...


Goździkowanie w wersji dla najmłodszych :-)




... i dla trochę starszych ;-)



Nie ma "gożdzikowania" bez "pierniczkowania"



A żeby było co podjadać, trzeba pierniczki upiec i ozdobić:-) Przepis na nasze wyjątkowe, nietwardniejące pierniczki świąteczne - tutaj




Antolek potrzebował odrobinę wsparcia - starszy brat okazał się niezastąpiony :-)



W tym roku, podjęliśmy się stworzenia bombek z wełny. Jest to dość żmudna i brudna zabawa. Ale efekt jest zadowalający. O szczegółach napiszę jeszcze dziś wieczorem:-) Na wypadek, gdyby ktoś miał ochotę włączyć je do swojego repertuaru świątecznych ozdób :-)



Jak już wspominałam, nasz kącik czytelniczy został zdominowany przez pozycje świąteczne. W tym tygodniu wyłonili się zdecydowani faworyci. Jeżeli chodzi o Kubę są nimi:Boże Narodzenie w Bullerbyn i Opowieść wigilijna Dickensa.



Antoniemu przypadła do gustu urocza mała kolekcja książeczek z serii "Christmas Little Library" z fantastycznymi ilustracjami Raymonda Briggs'sa. Na drugim miejscu plasuje się opowieść o piernikowym ludziku :-)




Nasze drzewo tematyczne zyskało świąteczny charakter...




Chłopcy udekorowali je swoimi ulubionymi ozdobami :-)




Wśród ozdób świątecznych, nie mogło oczywiście zabraknąć papierowych łańcuchów...








Produkcja świątecznych wieńców ruszyła pełną parą...





... i przerodziła się w produkcję hurtową :-)





Efekt końcowy :-) Przepis na świąteczny wieniec jest bardzo prosty ;-)



W trakcie zabaw z bibułą do życia powołany został niejaki "Pan Bibuła". Jest to postać tak kolorowa, że zdecydowanie zasługuje na osobny wpis. Zdradzę Wam tylko, że od dwóch dni Antek i Pan Bibuła są nierozłączni ;-)



Pan Bibuła otrzymał swoją pierwszą lekcję w życiu. Antoni skrupulatnie przedstawił mu pełen cykl pracy z filcową choinką. Była to też pierwsza lekcja, jaką Antoni udzielił komukolwiek ;-) Pan Bibuła to prawdziwy szczęściarz ;-)



W tym tygodniu nasza zabawa z profilami drzew została lekko zmodyfikowana. Zabawa polegała na znalezieniu drzewka, które nadawałoby się na choinkę. Skupiliśmy się głównie na drzewach iglastych i miejscach, w których rosną. Porównywaliśmy strukturę igieł poszczególnych przedstawicieli i ich owoce oraz gałązki. Dobrze, że udało mi się to wszystko wcześniej zachomikować:-)




Zabawa z Lego też nabrała świątecznego charakteru - tutaj pakowaliśmy prezenty na pojazd Mikołaja. Innym razem budowaliśmy jego warsztat, a jeszcze innym dom dla reniferów ;-)



Kolejna odsłona tegorocznych przygotowań świątecznych już wkrótce, a tymczasem ....

SPADŁ PIERWSZY ŚNIEG!!!!!!
Wychodzimy szybciutko delektować się pierwszym białym puchem !!!!

A czy u Was też jest już biało????
Uściski dla Was od nas ;-)





wtorek, 20 grudnia 2011

Ozdoby świąteczne dla dzieci - Bożonarodzeniowy wieniec



Dzisiaj kolejny mini reportaż z naszych przygotowań do świąt. Tematem wczorajszego, pracowitego dnia były kolory i symbole świąt. Żeby o nich pamiętać postanowiliśmy wykonać z Antolkiem ten oto prosty i skromny wieniec Bożonarodzeniowy. Mieliśmy go zrobić wcześniej i wtedy pewnie nosił by miano Adwentowego ;-). Zaskoczyło mnie zaangażowanie z jakim Antolek podszedł do zadania. Jeżeli macie ochotę zrobić podobny musicie przygotować sobie, kilka niezbędnych materiałów:

-papierowy talerzyk, a raczej to, co z niego zostanie po wycięciu wewnętrznego okręgu ;-)
-kolorową bibułę w świątecznych kolorach,
-klej
-tasiemkę lub wstążkę na której zawiśnie gotowy wieniec,
-dziurkacz, którym przed przystąpieniem do pracy, wycinamy otwór na obrzeżu papierowego talerza.


Wykonanie jest dziecinnie proste. Cała zabawa polega na ozdobieniu talerza, zmiętymi kawałkami bibuły/krepy. Tak przy okazji, jest to idealne ćwiczenie dla małych paluszków, które dodatkowo wspaniale wpływa na koncentracje naszych brzdąców. Ale, co ja tu będę się rozpisywać.... Zobaczcie sami jak wyglądało to w praktyce :-)





















Po 30 minutach pierwsze wieńce suszyły się na kuchennych szafkach. Antoś aż podskakiwał z zachwytu;-) Tak mu się ten widok spodobał, że postanowił bez chwili odpoczynku zabrać się za kolejną serię kolorowych ozdób :-)















Nastąpiła także samodzielna próba zawiązania pętelki na końcu wstążki. Mimo wielkiego zaangażowania, próba spełzła na niczym. Ale od czego w końcu jest mama...
















Zobaczcie, kto jeszcze dał się namówić na wieńcowanie ;-)






A to efekt końcowy - pierwsze 4 wieńce ukończone ;-)






Chłopcy nie dali się przekonać, że mamy już wystarczającą ilość wieńców - produkcja szła pełna parą, aż do wieczora. A dzisiaj ruszyła od nowa. Prawdę powiedziawszy cieszę się, że kończy mi się zapas papierowych talerzy...


Wieńcowa góra, która rośnie i rośnie... Najważniejsze, że dzieciaki wspaniale się przy tym bawią, prawda???





Pozdrawiam Was ciepło spod stosu bibułowych ścinków ;-)

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...