Ferie zimowe zbliżają się wielkimi krokami – przynajmniej w naszym województwie;-). Zazwyczaj jest to czas wzmożonej mobilności. Wyjeżdżamy po to, by odpocząć, odnowić stare znajomości, czy odwiedzić dawno niewidzianych krewnych. Niby nic skomplikowanego, chyba, że jesteście szczęśliwymi rodzicami dziecka/dzieci w wieku od 0-3 lat. Podróż z tak małym szkrabem może być fantastycznym, pełnym wspomnień przeżyciem. Może także szybko przerodzić się w prawdziwy koszmar, który trudno będzie wymazać z pamięci, i który z pewnością zniechęci Was do podejmowania podobnych prób w przyszłości. Co zrobić, by najgorsze się nie ziściło? Trzeba przede wszystkim do takiej podróży gruntownie się przygotować. Oto kilka elementów, które my zawsze staramy się wziąć pod uwagę.
Wybór samochodu, którym będziemy podróżować ma olbrzymie znaczenie. I zaznaczę od razu, że nie o marce samochodu tu mowa;-). Małe samochody miejskie wspaniale spełniają swoją rolę w mieście i na krótkich trasach. Niestety, jeżeli tak jak my, jesteście szczęśliwym posiadaczem bąbla, który charakteryzuje się niezwykle silnym poczuciem własnej przestrzeni buforowej i przy każdej próbie jej przekroczenia ( czytaj: za każdym razem, gdy brat niechcąco trąca go łokciem), podnosi głośne larum, w aucie miejskim jesteście na straconej pozycji; -))) Pozostaje Wam, albo kłótnie, jęki i płacze wliczyć w koszt podróży, albo, co wydaje się o wiele bardziej rozsądne, rozważyć zmianę środka transportu na obszerniejszy. Ten, kto wymyślił samochody rodzinne musiał mieć głowę na karku. Przyznaje szczerze, jeżeli jakiś samochód robi na mnie wrażenie, jest to z pewnością duży, przestronny samochód rodzinny. Ale nie o tym chciałam pisać!!!
Jeżeli szczęśliwie udało się nam wybrać wygodny i odpowiadający potrzebą naszej rodziny środek transportu, musimy w następnej kolejności zadbać o to, by jazda była nie tylko przyjemna, ale także bezpieczna. Przed wyjazdem dobrze byłoby sprawdzić foteliki, w których nasze maluchy będą podróżować. Jeżeli od zakupu fotelika minęło już sporo czasu, warto upewnić się, czy aby nie należy go wymienić na większy. Pamiętajmy, nasze dzieci rosną błyskawicznie. Warto także zaopatrzyć się w rolety/osłonki chroniące szkraby przed słońcem i zapewniające komfort w czasie samochodowej drzemki:-). O sprawdzeniu i uzupełnieniu apteczki na pewno nikomu nie muszę przypominać;-)
Godzina wyjazdu zawsze budzi dużo kontrowersji. W przeszłości, najczęściej planowaliśmy rozpoczęcie podróży bladym świtem. Doświadczenie nauczyło nas jednak, że z dziećmi, które wiecznie rozsadza niespożyta energia, takimi jak nasze, jest to najgorsza z możliwych opcji. Pakując świeżo wyspane i najedzone dziecko do samochodu prosimy się o kłopoty:-). Srodze doświadczeni przez los, zazwyczaj spędzamy godzinny ranne na tzw. „wyhasaniu” dzieci przed podróżą;-). Oczywiście wszystko w granicach rozsądku. Nasz Antoś, z reguły raz dziennie wpada w objęcia Morfeusza, w związku z tym, rozpoczęcie podróży planujemy, mniej więcej, na godzinę przed jego oficjalną porą drzemkową;-)
Nasz 28 miesięczny maluch ze spokojem i w dobrym nastroju jest wstanie wytrzymać ok. 1 – 1, 5 godziny jazdy. Kiedy zaczyna się wiercić i marudzić wiemy, że nadszedł czas, by powoli rozpocząć rytuał usypiania. W tym celu do akcji wchodzi tzw. „niezbędnik Antosia”. W skład niezbędnika wchodzi: kubek niekapek, używany tylko i wyłącznie w trakcie podróży samochodem, przytulaśny kocyk z misiem i rzecz najważniejsza, wymiętolony i wygnieciony mały miś polarny; -) Bogu dzięki, że samochody rodzinne z zasady posiadają całkiem pokaźny bagażnik, do którego można zapakować całą masę potrzebnych i tych mniej potrzebnych rzeczy; -) Zawsze trzymamy się tego samego rytuału usypiania: czytamy bajkę, później ją jeszcze sobie opowiadamy. Często, gęsto wspomagamy się delikatnym łaskotaniem po rączce w trakcie improwizowanej mruczanki. Po jakiś 20 minutach takich zabiegów, mamy Antka z głowy na jakieś 2-2, 5 godziny.
Kiedy nasz mały milusiński budzi się ze snu nadchodzi czas na wytoczenie ciężkiej artylerii. Tę część przygotowań traktuje nad wyraz poważnie; -) Dobre przygotowanie i planowanie to podstawa sukcesu, chyba w każdym podejmowanym działaniu. Zazwyczaj uciekam się do pomysłów, które zdały egzamin już wcześniej. Poniżej znajdziecie zabawy, które nigdy nas nie zawiodły.
Przed wyjazdem, kupuję zazwyczaj 2-3 gazetki motoryzacyjne, w których znajdują się dobrej jakości zdjęcia pojazdów wszelkiej maści. Skrupulatnie je wycinam i umieszczam w woreczku. Potem pozostaje już tylko przygotowanie „kart pracy” Oto kilka naszych propozycji:
Motocykl, samochód osobowy, samochód ciężarowy, to kolejna wersja. Tak na prawdę zbiorów i kategorii jest nieskończenie wiele ;-)
Nasz Antolek uwielbia naklejać wszystko i wszędzie, dlatego do zestawu, dołączam zawsze klej i spory zapas mokrych chusteczek do wycierania poklejonych łapeczek;-)
Przygotowuje zazwyczaj 2 arkusze takie jak ten poniżej. Zabawa polega na tym by w trakcie jazdy „ wypatrzeć” jak największą ilość samochodów danej marki. Za każdym razem, gdy marka wyszczególniona na karcie mignie nam przed oczami, odznaczamy ja przyklejając we właściwe miejsce kolorową naklejkę. Antek i Kuba bardzo lubią zliczać swoje trofea. Oczywiście Antosiowi trzeba troszeczkę pomóc w tym zliczaniu;-)
Zabawa, w którą nasz maluch mógłby bawić się bez końca: -) Jej najprostsza wersja polega na tym, że każdy z uczestników wypowiada to, co widzi za oknem samochodu używając starej jak świat formułki: „Ja widzę ….” Pozostali musza odnaleźć tą rzecz, po czym po kolei dodają jedną rzecz od siebie. W wersji trudniejszej jeden z uczestników zabawy podaje coś, co widzi, ograniczając się do opisu kształtu, faktury i koloru danej rzeczy. Np. „Ja widzę coś dużego, włochatego i brązowego”. Tu dodam, że w trakcie tej wersji zabawy zazwyczaj korzystamy z jakiejś bogato ilustrowanej książeczki, żeby zawężyć znacząco pole poszukiwań;-)
Zawodnicy podają sobie dłoń i splatają ją ze sobą w taki sposób, by ich kciuki miały pełną swobodę ruchów. Zabawa polega na tym, by swoim kciukiem przytrzymać kciuk przeciwnika, co najmniej przez 3 sekundy. Zabawie towarzyszą zazwyczaj radosne okrzyki i wesołe poruszenie. Musze Wam zdradzić, że Antoni, mimo, że najmniejszy, wcale nie jest taki „ostatni”. Z rozgrywki na rozgrywkę rośnie w siłę:-)
Autorka Counting Coconuts stworzyła wspaniały tutorial poświęcony "szpiegowskim buteleczkom" Przepis na typowa "I spy bottle" znajdziecie także tutaj
Polskie inspiracje zabaw szpiegowskich:
A tak się bawimy
Tworzymy z Antolkiem i Kubą własna drogę, na której nalepiamy wycięte samochody. Następnie do obrazka dorabiamy historie. Jest to fantastyczna zabawa rozwijająca wyobraźnie i jednocześnie bardzo praktyczna zabawa językowa ;-)
W poszukiwaniu ciekawych zabaw warto zajżeć także do Pikinini
W trakcie podróży z tak małym szkrabem warto pamiętać, by wziąć poprawkę na dość częste przerwy. Warto z góry zaplanować sobie miejsca postoju, tak, aby dzieci mogły rozprostować kości i bezpiecznie pohasać przed dalsza podróżą. Oczywiście nie można zapomnieć o zdrowych i smacznych przekąskach!!!
Mój przepis na udana podróż jest mimo wszystko bardzo ograniczony. Mam świadomość tego, że każda rodzinna to odrębna grupa społeczna i że w tej grupie każdy domownik ma swoje własne preferencje, przywary i upodobania. Każda rodzina musi praktycznie wypracować swój indywidualny i unikatowy patent; -) Jeżeli macie jakiś sprawdzony sposób, jak przetrwać dłuższą podróż z maluchem w samochodzie, będę Wam wdzięczna za pozostawienie „złotej rady” w komentarzu. Tym czasem, życzę wszystkim podróżującym z dziećmi „szerokiej drogi” i pamiętajcie kochani „śpieszcie się powoli”;-)
PS. Jestem w trakcie tworzenia samochodowego bingo i zabawy ze znakami drogowymi. Już wkrótce opis tych zabaw wraz z plikami do pobrania pojawią się na blogu ;-)
sortowanie wg marki kupujemy natychmiast! Dominik uwielbia rozpoznawać marki aut i jestem pewna, że to zadanie mu się spodoba - dzięki za podpowiedź ;-)
OdpowiedzUsuńco do pomysłów to my mamy takie dwie zabawy na podróż i poczekalnie. Pierwsza to zadawanie zagadek, bardzo prostych np. umawiamy się, że zagadki dotyczą zwierząt i pytamy: co to za zwierzę, które ma długą szyję, jest w brązowe plamki etc. moi chłopcy bardzo to lubią.
Druga zabawa to rysowanie w dłoni - na początku pokazywałam narysowane koło, trójkąt, kwadrat etc. a potem rysowałam na dłoni i dziecko musi zgadnąć co to było. Potem już bez podpowiedzi wzrokowej.
Dla starszaka polecam "co mam na myśli?" znane jako 20 pytań (u nas nie ma limitu pytań)
I jeszcze bajki grajki do słuchania i płyty z lubianymi przez dzieci piosenkami
uff, ale się rozpisałam ;-)
Madziu,
UsuńNie wpadłam na rysowanie na dłoni ;-( Do tej pory rysowaliśmy sobie po pleckach, ale Twoja propozycja jest bardziej wszechstronna i nie trzeba się przy niej wiercić ;-)
Dziękuję za pomysł ;-)
a nasz sposób na długie podróże to... ruszamy wieczorem i jedziemy nocą, dzieciaki śpią, kierowcy się zmienieniają... może wydać się trochę niebezpieczne, dlatego dwa ostatnie razy w długie podróże, zamiast autem, wyruszaliśmy pociągiem (nocnym rzecz jasna:))
OdpowiedzUsuńK,
UsuńPrzyznam szczerze, że ja w ogóle nie lubię podróżować samochodem i robię to tylko wtedy kiedy nie ma innej alternatywy :-) Mój mąż śmieje się, że to dlatego, że nie mam prawa jazdy i nie mogę przejąć kontroli ;-)))))
Podróż nocą już kompletnie mnie przeraża ;-)) więc podziwiam ;-)
świetne pomysły!
OdpowiedzUsuńMy w nocy nie lubimy, nam się chce spać, a Tomkowi długie spanie w foteliku nie pasuje a w nocy nic nie widzi za oknem i się nudzi,
a nasze zabawy:
1. Na literę- każdy wymienia po kolei wyraz na ustaloną wcześniej literę (pomidor, piłka...)
2. Liczenie mijanych samochodów w danym kolorze... (np. czerwonych)
3.Liczenie i szukanie sklepów (marketów itp.)- np liczymy Biedronki, Tesco itp... ale to nie działa jak się jedzie autostradą :)
4. Zagadki np. -co to jest: żółte, okrągłe, na niebie...- zagadki wymyslane, o odpowiednim stopniu trudności,
5. Głośne śpiewanie piosenek! i mówienie wierszyków, rymowanek- polecam ksążki z rymowankami
Gosiu,
UsuńNiezła kolekcja zabaw. U nas zagadki wszelkiej maści też się dobrze sprawdzają ;-) Ich największym plusem jest to, że wystarczy uruchomić wyobraźnię i zabawa jest przednia ;-) Liczenia sklepów jeszcze nie przerabialiśmy - jestem pewna, że chłopcom się spodoba ;-)Dziękuję.
Dzieki, za pomysł, może w końcu sie zmobilizuje coś zrobić Igorowi. Obiecuje juz sobie chyba od listopada. Chłopak wykrzykuje nazwy samochodów gdy jedziemy przez miasto. Wprawdzie nie jeździmy nigdzie daleko żeby trzeba mu było organizować zabwy na drogę, ale pryda się do domu dopasowywanka.
OdpowiedzUsuńZ tą mobilizacją bywa różnie - coś o tym wiem ;-) Ja też mam kilka rozgrzebanych projektów. Ale jak masz takiego małego pasjonata motoryzacji, to chyba warto pomysłom nadać klauzulę wykonalności ;-))) Liczę na to, że jak coś już "spreparujesz" podzielisz się z nami pomysłami na blogu :-)
UsuńPozdrawiam ciepło
O rajuśku!Segregowanie marek w sam raz dla nas!Dziękuję!!!
OdpowiedzUsuńNas w podróży ratują bajki, słuchowiska, piosenki na CD. Książki z przewagą obrazków. Wypatrywanie numerów mijanych autobusów:)
Grażko,
UsuńBez bajek i innych grajek my tez nie ruszamy się z miejsca:-) Nawet jak jedziemy pociągiem to zgrywam jakieś do telefonu i często-gęsto ratują mi skórę, kiedy wszystko inne zawodzi ;-)
Wypatrywanie numerów autobusów dopisuje do swojej listy I spy ;-) Dziękuję.
Hej, u nas przez około rok każda jazda autem, nawet do pobliskiego sklepu (mieszkamy na wsi) była okazją do opowiadania przez tatę wymyślonych przez niego bajek o koniu mustangu ;) Nie było mowy o jakiejkolwiek innej rozmowie, nasze dziecko tak się cieszyło tymi bajkami, że mając niecałe 2 latka, powiedziała po jednej z takich opowieści: "Tato dziękuję Ci że jesteś moim tatą". Popłakałam się ...
OdpowiedzUsuńOd ok 3 miesięcy tata odetchną z ulgą (wielką radość sprawiały mu te bajki ale koń mustang przeżył już wiele przygód i był w większości miejsc na świecie;) rozpoczęła się dla nas nowa era bajek słuchanych, zaczęliśmy od płyty Bajki nad bajkami. Umer i Man.
Do dziadków jedziemy 5 godzin i najczęściej robimy to nocą ;)
Wyjeżdżamy jednak ok 19 więc do zaśnięcia zostaje ok 2 czasami 3 godziny.
Zabieramy ze sobą książki, pacynki, znikopis i kilka zabawek zrobionych dzięki K z DDzP ;)które proponowała na czas podróży:) śpiewamy piosenki z płytą w radio.
Bajka o koniu mustangu - jakie to urocze ;-) Takie żyjące swoim intymnym rodzinnym życiem bajki są najwspanialsze ;-) My tez mamy kilka stworzonych wspólnie. Jakiś czas temu nawet je sobie spisałam - ot tak na pamiątkę. Na prawdę warto ;-)
UsuńDzieci potrafią być wdzięczne w tak piękny sposób ;-)Czasami aż strach mnie oblatuje jak sobie uświadomię, że kiedyś te słodkie maluszki dorosną i pójdą sobie w wielki świat ;-(
:D obłędne propozycje, szczególnie gdy jest się CHŁOPAKOWĄ mamą :D
OdpowiedzUsuńu nas na razie też królują wierszyki i piosenki (oj zwłaszcza kiedy samochód stoi na światłach, czego Julek nie znosi) ale już niebawem wykorzystamy twoje pomysły, dzięki :)))
Aniu,
UsuńStanie w korku czy na światłach to przecież taka strata czasu - szczególnie, gdy jest się mama dynamicznego chłopca ;-) U nas w trakcie "przestojów" sprawdzają się najlepiej tzw. "action songs" czyli piosenki, którym towarzyszą układy paluszkowe ;-) Często, tez korzystamy z naszych piosenek z języka migowego ;-)
Ach zapomniałam dodać, że od kiedy Z skończyła 20 miesięcy do tej pory uwielbiamy zagadki takie jakie opisuje Magda(c)
OdpowiedzUsuńFajne pomysły ;-)
OdpowiedzUsuńU nas każda podróż (nawet 5-minutowa) jest okazją do zabawy z tatą. Ja prowadzę, a oni z tyłu bawią się lub czytają.
W samochodzie zawsze są małe drewniane zwierzątka-zabawki oraz jakieś książki (ostatnio o detektywie Pozytywce autorstwa Kasdepke).
A jak podróż dłuższa to wymyślają/zgadują zagadki lub układają magnesowe mozaiki.
Polecam podstronę o podróżach tu http://bawimy-sie.blogspot.com/search/label/w%20podr%C3%B3%C5%BCy
Pozdrawiam :-)
Bubo,
UsuńDziękuję za pomysły i link na pewno skorzystamy ;-)
Zastanawiałam się ostatnio nad książką, o której wspomniałaś - wygląda na to, że warto dać jej szansę ;-))
Świetne pomysły Ewo.
OdpowiedzUsuńU nas królują piosenki, zagadki i bajki gdyż musimy walczyć jeszcze z chorobą lokomocyjną a jak wiadomo przy tym odpada czytanie, klejenie itp. A szkoda!!!
Pozdrawiamy
Elu,
UsuńFakt, choroba lokomocyjna może popsuć cała zabawę ;-(Na szczęście jest już spora ilość dobrze działających specyfików ;-)No chyba, że jest się alergikiem jak dziewczynki - wtedy to na prawdę trzeba się nagimnastykować ;-). Dobrze, że dziewczynki mają taką pomysłową mamę ;-)
W markowanie sama bym się pobawiła :)
OdpowiedzUsuńNic nie stoi na przeszkodzie - ja się bawię ;-)
UsuńŚwietne pomysły. Nas niebawem czeka długa podróż samolotem z 11-miesięczniakiem. Już się boję...bo choć pomysły Twoje są super,to tym razem jeszcze z nich nie skorzystam.
OdpowiedzUsuńSzukajcie przez okno innych lini lotniczych - to taka zmodyfikowana wejsa 'marek samochodów' :)
UsuńKittie,
UsuńNie zazdroszczę :-) Chociaż ,z relacji znajomych wiem, że duża część dzieci całkiem dobrze znosi lot samolotem. Counting Coconuts miała swego czasu kilka postów o zabawach w samolocie ;-) W każdym bądź razie trzymam kciuki za wspaniałą wyprawę ;-) Daj znać jak Wam minęła ta podróż ;-)
Ewo.
OdpowiedzUsuńKiedyś spisałam znalezione pomysły w tym artykule:
http://pikinini.pl/ext/artykuly/8
Podlinkuję tam jeszcze Twój wpis. Świetny!
Agnieszko,
UsuńKolekcja zabaw zebranych na Twoim blogu jest na prawdę imponująca ;-) Jeżeli pozwolisz dodam Twój link do polskich inspiracji w głównym wpisie ;-)
My bawiliśmy się w wyszukiwanie wyjątkowych rzeczy. Z tym że dla nas była to na przykład krowa.Chodziło o to żeby krzyknąć-krowa-pierwszy w znaczeniu że pierwszy zauważył.
OdpowiedzUsuńZastawiam się nad zagadnieniem porządku w kontekście Montessori. Chętnie zobaczyłabym jakąś notkę na ten temat. Wiem że ta metoda kładzie duży nacisk na porządek. Widzę rozkładanie i chowanie maty. Większość ćwiczeń polega na porządkowaniu według jakiegoś klucza. Chciałabym żebyś napisała o swoich doświadczeniach. Czy nie jest tak że dzieci mają indywidualne predyspozycje -jedne chętniej porządkują inne nie? Czy nie jest to zbyt duże obciążenie dla takiego malucha-wymaganie żeby na przykład sprzątnął stertę klocków.Czy dzieci nie czują się, proszę wybaczyć słowo"tresowane". Czy porządkowanie nie jest w jakiś sposób zaprzeczeniem kreatywności i elastyczności? Mnie zawsze taki idealny porządek kojarzył się z niemieckim ordnung muss sein więc raczej nie najlepiej.Mam też znajomych którzy raczej obsesyjnie przestrzegają porządku.Będę bardzo wdzięczna za garść refleksji.
Justyna (juwak@o2.pl)
Justyno,
UsuńCieszę się bardzo, że poruszyłaś tę kwestię. Praktycznie jest to temat rzeka i nie da się go zamknąć w kilku słowach. Z pewnością postaram się rozwinąć temat w osobnym wpisie. Ale tak na szybko i w oparci o własna wiedzę i doświadczenie mogę się podzielić kilkoma refleksjami:
Wrażliwy okres ukierunkowany na "ład i porządek" jest jedną z fundamentalnych potrzeb jakie MM zaobserwowała w trakcie wieloletniej pracy z dziećmi. Wrażliwość ta uaktywnia się przed 2 rokiem życia, nabiera intensywności, by ok 3 roku życia stopniowo zacząć się wyciszać. Potrzeba ta odnosi się nie tylko do ładu i porządkowania otoczenia, ona praktycznie przenika wszystkie strefy życia. Przejawia się w rytuałach naszego dziecka, w sposobie postrzegania rzeczywistości. Jest to także okres, w którym dziecko wszystkie zebrane przez swój chłonny umysł bodźce sensoryczne musi w jakiś sposób "obrobić" sklasyfikować, by lepiej pojąć otaczające nas świat. Cykl pracy, o którym wspomniałaś idealnie wpasowuje się w tą potrzebę. Dzięki przewidywalności pewnych następujących po sobie etapów, dziecko zyskuje spokój, bo wie czego może się spodziewać. Jego świat staje się "ogarnialny" , dziecko ma poczucie uczestnictwa i "sprawczości". Oczywiście należy wprowadzać dziecko w cykl pracy powoli i z szacunkiem. Dziecko nie od razu będzie przestrzegać wszystkich zasad i szczerze powiedziawszy jest to jego święte prawo. Dużą rolę odgrywa tu rodzic/nauczyciel. Prezentując ćwiczenie, wykonując je za każdym razem w ten sam sposób, daje dziecku najlepszy przykład. Ani się człowiek obejrzy, a maluch nasiąka tym co widzi i bez problemu zaczyna przyjmować zasady jako swoje. Osobiście mogę powiedzieć, że taki styl pracy fenomenalnie wpływa na dziecko - porządek np. prezentacji pozwala mu się skupić na poszczególnych etapach - bez frustracji i zbędnego miotania się z materiałami. Jako "nałogowa bałaganiara" sama odczuwam korzyści płynące z tego podejścia. Im bardziej człowiek jest uporządkowany, tym życie staje się prostsze i bardziej efektywne - oczywiście nie mówię tu o skrajnym pedantyzmie ;-)
Nasz mózg całą swoją energie wkłada w to, by bodźce które mu dostarczamy szeregować i klasyfikować - dostarczając mu "twórczy" chaos narażamy się na spadek efektywności i niepotrzebne nerwy ;-)
Czy nie jest tak, że dzieci mają indywidualne predyspozycje - jedne chętnie porządkują inne nie?
Oczywiście dzieci różnią się między sobą i nie chodzi o to by tę indywidualność naginać dla zasady. Widziałam już dzieci o skrajnie rożnych temperamentach, które pracując w atmosferze nasyconej filozofią Montessori bez problemów porządkowały swoje miejsca pracy i swoje otoczenie. Oczywiście nie można od dziecka wymagać, że będzie metodyczne jeżeli my sami w domu nie stwarzamy mu ku temu warunków. Montessori, to także umiejętność przygotowania odpowiedniego otoczenia i przede wszystkim siebie.
Czy nie jest to zbyt duże obciążenie dla malucha?
UsuńA czy posprzątanie klocków wymaga większego wysiłku niż misternie budowana wieża? - raczej nie ;-) W tej kwestii naszym sojusznikiem jest konsekwencja. Jeżeli od maluszka uczymy dziecko pewnego cyklu pracy/zabawy - nie ma z tym najmniejszych problemów. Oczywiście trzeba się nastawić na to, że przez dłuższy czas będzie trzeba maluchowi przypominać i zachęcać :-) Przypomnę także, że z "krnąbrnymi" maluchami sprawdza się najlepiej zasada małych kroczków ;-) Szanując swoje otoczenie, utrzymując je w ładzie i porządku uczymy dziecko szacunku i poszanowania dla pracy innych, a także innych ważnych reguł społecznych ;-)
Czy dzieci nie czują się "tresowane"?
Myślę, że nie - wszystko oczywiście zależy od tego na jakich zasadach odbywa się wprowadzanie zasad sprzątania po sobie. Jeszcze raz powtórzę, dzieci mają potrzebę imitacji zachowań, które widzą na co dzień. Jeżeli my konsekwentnie modelujemy pożądane zachowania - dziecko przyjmuje je za swoje i bez większych oporów zaczyna je naśladować ,a z czasem przyjmuje jako coś zupełnie naturalnego. Często słyszę jak rodzice próbują usprawiedliwiać się "twórczym" charakterem dziecka. Kiedy jednak przyglądam się otoczeniu, w którym żyje maluch i zachowaniu jego rodziców, staje się jasne, że problemem nie jest dziecko i jego "nieuporządkowanie", ale właśnie rodzić. Jeżeli chcemy, aby nasze dziecko nauczyło się ładu i porządku musimy niestety uporządkować siebie i swoje otoczenie. A wiem co mówię - sama musiałam się ze sobą uczciwie rozliczyć :-)
Czy porządkowanie nie jest zaprzeczeniem kreatywności?
Osobiście w oparciu o swoje doświadczenie uważam, że nie zaprzecza a na nowo definiuje i podsyca kreatywność. Widziałam dzieci,które ze względu na chaos je otaczający , natłok materiałów i brak planu działania "utykało" w miejscu, nie mogło się skupić na kreatywnej części, szybko się frustrowało i zarzucało projekt. Oczywiście porządek przydaje się w fazie wstępnej - w przygotowaniach. Kiedy nic nas fizycznie nie ogranicza,jest uporządkowane łatwiej puszczać wodze fantazji...
To by było na szybko - oczywiście spłyciłam strasznie temat, ale może choć w niewielkiej części udało mi się odpowiedzieć na pytania ;-(
Jak zwykle REWELACYJNE pomysły.
OdpowiedzUsuńMy zwykle śpiewamy (zwłaszcza, jak jadę sama z dwójką maluchów;-)
pozdrawiam
Gośka
Oj musi być wtedy bardzo wesoło ;-)
UsuńRady są bardzo fajne. Poproszę jeszcze o wersję dziewczęcą :) (nie, nie, tę się da zaadoptować :))
OdpowiedzUsuńMarki samochodów - świetne.
My jeszcze stosujemy wyszukiwanie "trudnych" (czyli z kilkoma cechami na raz) lub rzadkich obiektów np. kto pierwszy namierzy pana w okularach i z psem, albo różowy samochód :)
Skupienie jest wielkie, choć to wersja bardziej miejska niż długodystansowa.
Gramy jeszcze w 'Jaka to melodia' i kto powie najwięcej słów na daną literę (każdy może powiedzieć jedno w kolejce).
Ale ... na podróż z Anglii do Polski to jednak za mało.
Odbyliśmy raz i ... nigdy więcej! Pomysły mi się skończyły gdzieś w okolicach Holandii, a cierpliwość jeszcze wcześniej :)
Caramellito,
OdpowiedzUsuńFakt, nie wzięłam pod uwagę tego, że proponowane zabawy mogą nie do końca uwzględniać potrzeby kobiecej natury. Ale tak to bywa, jak człowiek ciągle jest otoczony testosteronem ;-)
W wersji dziewczęcej "markowania" możemy szukać swoistych "marek odzieżowych" chociaż w trakcie jazdy może to być mega trudne zadanie ;-) A tak na serio, z córeczką przyjaciółki bawiłyśmy się przednio wyszukując charakterystyczne elementy ubioru i fryzury, śmieszne czapki itp.
Pomysł a'la "jaka to melodia" na pewno dołączy do listy ulubionych ;-)
Życzymy jak najmniej koszmarnych podróży :-)))
Jestem zaskoczona że odpowiedź przyszła tak szybko i jest tak obszerna. Nie spodziewałam się że moje wątpliwości potraktujesz tak poważnie. Wiem jak trudno znaleźć czas przy jednym pisklęciu a co dopiero przy dwójce. Zaskoczyło mnie, że piszesz o sobie jako o "nałogowej bałaganiarze". Mam zwyczaj szukać na zdjęciach drugiego planu (skarpetka okruszki), nie po to żeby komuś wytknąć bałagan, po prostu często znajduję to na swoich zdjęciach i zawsze mnie dziwi że da się tego uniknąć.Pomimo że wchodzę na wiele blogów powiedziałabym że właśnie u Ciebie zdjęcia są zawsze "czyste" ;). Ale wierzę na słowo.
OdpowiedzUsuńPytania i wątpliwości zrodziły mi się po tym jak po pewnym okresie wymyślania i realizacji zabaw tego typu z Tymkiem zauważyłam u siebie niebezpieczne objawy.Zaczęłam porządkować przedmioty w swoim otoczeniu według jakiegoś klucza. Głęboko przerażona że oto sama sobie zafundowałam pranie mózgu postanowiłam przyjrzeć się zagadnieniu bliżej. Porządkowanie nigdy nie było moją mocną stroną a w dodatku mam brzydką legendarną już cechę- nie kończę zaczętej czynności bo coś innego mnie rozproszy. Skutkiem tego okazuje się ze muszę wyjść do pracy obiad jest zrobiony do połowy ale za to na przykład wypastowane wszystkie buty...Nie muszę pisać jak wyrozumiały jest mój mąż...Ale nie o tym miałam pisać. Wiele z tego co napisałaś bardzo mi pomogło.Mam nadzieję że nie jest jeszcze za późno.Przynajmniej dla mojego 4,5 latka bo dla mnie to pewnie tak;). Czy to jest jak z nauką mowy-jeżeli nie wpoi się tego w tym okresie szczególnej wrażliwości czyli z tego co się orientuję 2 lata to amen, klamka zapadła, przepadło?
Czy to właśnie z takich zaniedbań w dzieciństwie wynika to że większości nastolatków do znudzenia można prosić o zrobienie porządków a większość dorosłych samców populacji zostawia ubrania w miejscach losowych?
Jeszcze raz dziękuję-Justyna
Polecam również artykuł o podróżowaniu z dzieckiem http://e-naszedziecko.pl/86/podroz-samochodem-z-malym-dzieckiem/
OdpowiedzUsuńNaprawdę świetnie napisane. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńŚwietnie napisane. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuń