niedziela, 4 marca 2012

Sypią się piórka ...



Pierwszego marca, w naszym mieście, rozpoczęła się rekrutacja dzieci do przedszkoli publicznych na rok 2012/2013. Jeżeli wszystko pójdzie po naszej myśli, z początkiem września Antoni zasili szeregi radosnych przedszkolaków. Proces przejścia spod skrzydeł mamy pod skrzydła przedszkola do łatwych nie należy, żeby go trochę ułatwić postanowiłam rozpocząć cykl daleko zakrojonych przygotowań. Przygotowania swym zasięgiem obejmują wszystkie sfery życia naszego milusińskiego, ale dzisiaj opowiem Wam tylko o jednej z nich. Przyznam się szczerze, że jak każda mama dziecka prowadzonego metodą Montessori mam pewne obawy dotyczące jego adaptacji w środowisku przedszkolnym. Z jednej strony, boję się że zabawy i metody pracy tradycyjnych przedszkoli będą dla Antka dość twardym orzechem do zgryzienia. Z drugiej strony, wierzą mocno, a moja wiara opiera się o doświadczenia, jakie zdobyłam z Kubą, że przedszkole jest dziecku potrzebne i stanowi ważny element w jego życiu społecznym i emocjonalnym.
Jednym z elementów oswajania Antka z typową formą zajęć przedszkolnych jest wprowadzenie do naszych codziennych "zajęć" typowego bloku dydaktycznego. Nic super wyjątkowego, ale zbliżonego do tego z czym Antoś może spotkać i z pewnością spotka się w przedszkolu. Pewnie zastanawiacie się po co to całe "hallo"? Zabawy, które mam zamiar zaproponować Antolkowi, to ćwiczenia których bazą są inscenizacje prostych wierszyków i piosenek przedszkolnych i zabawy tematyczne związane z ich treścią. Blok tych zajęć uzupełnia cykl zajęć umuzykalniających, ruchowych o charakterze gimnastycznym i cała masa zabaw manipulacyjno-konstrukcyjnych. Są to zabawy, które w przeciwieństwie do "zabaw" Montessoriańskich uwzględniają dużą dozę dziecięcej fantazji. We wspomnianych zabawach jest sporo miejsca na improwizację i modyfikację. Wszystko jest jeszcze w fazie testowej, sama jestem ciekawa jak Antolek przyjmie taką formę, i jaki będzie ona miała wpływ na nasz dotychczasowy cykl pracy. Jeżeli Wy, też stajecie przed podobnym dylematem i bijecie się z myślami zachęcam do dyskusji. A może macie już jakieś wypracowane, sprawdzone metody lub ciekawe obserwacje? Będzie mi niezmiernie miło, jeżeli podzielicie się nimi ze mną i czytelnikami bloga.



Oto pierwsza, testowa modyfikacja naszych zabaw. Przy jej przygotowywaniu miałam w głowie tylko luźny zarys celu jaki chcę osiągnąć. Założyłam, że pozwolę Antolkowi przejąc inicjatywę i zobaczę dokąd nas taka zabawa zaprowadzi. Naszym tematem lutowym oprócz zabaw magnetycznych jest zima i towarzyszące jej zjawiska ;-) Pomyślałam sobie, że na pierwszy ogień dobrze byłoby wykorzystać krótki wierszyk związany z tematem. Mój wybór padł na wierszyk pt. "Piórka" W. Domaradzkiego. W celu przeprowadzenia inscenizacji wierszyka, przygotowałam sobie tacę, na której znalazł się: koszyk z kolorowymi piórkami, pojemniczek z miniaturowym kotkiem i gąską oraz zdjęcia przedstawiające po kolei:przysypane śniegiem pole, przysypany śniegiem sad oraz zdjęcie padającego śniegu. Wierszyk jest króciutki więc nie było potrzeby drukowania go na kartce, nauczyłam się go na pamięć w minutkę ;-)




"Piórka" W. Domaradzki

Sypią się piórka
małe i duże.
Czy to ktoś gąskę
oskubał w górze?

Ścielą się wszędzie,
w polu i w sadzie.
A kotek mruczy:
- Spójrzcie, śnieg pada!

Oczywiście, inscenizację wierszyka poprzedziła krótka rozmowa wstępna. Opowiedzieliśmy sobie o tym, jaka mamy porę roku(zima), co dzieje się zimą za oknem (pada śnieg),o tym, jak robi się wtedy zimno. Mówiliśmy, tez o tym, co potrafi mróz (szczypie w nosy i policzki, maluje obrazy na szybach, pokrywa rośliny szronem). Następnie, postanowiliśmy poszukać zimy za naszym oknem. Ku rozczarowaniu Antolka, na dworze nie była ani jednego "złamanego" płatka. Pocieszyłam go, bo posmutniał i zaprosiłam na matę mówiąc,że mam mu coś ciekawego do pokazania i opowiedzenia.
Antek bardzo zainteresował się zawartością tacy. Wyjęliśmy na matę poszczególne elementy, nazywając je. Przypomnieliśmy sobie, jaki dźwięk wydaje każde z naszych zwierzątek. Obejrzeliśmy i nazwaliśmy poszczególne elementy na zdjęciach. Taka rozmowa wstępna, to także wspaniałe ćwiczenie językowe kształtujące umiejętność swobodnej wypowiedzi i dodatkowo wzbogacające słownik malucha ;-) Następnie na tacy, która imitowała podwórko (wiem, wiem, nie wysiliłam się za bardzo, lepsza byłaby jakaś typowo wiejska sceneria)ustawiłam gąskę i kotka, wzięłam koszyczek z piórkami do ręki i recytując wierszyk, po woli zaczęłam sypać piórka na zwierzaczki. Antek był wniebowzięty, siedział i patrzył jak zaczarowany. Wierszyk i całą inscenizację powtarzaliśmy wielokrotnie. Antek wdzięcznie wyręczał mnie w sypaniu płatków, mnie pozostawiając rolę zdziwionego kotka. Chciałam z nim omówić nasz wierszyk, ale był tak pochłonięty inscenizacją, że w tym momencie nie miałoby to najmniejszego sensu. Postanowiłam odłożyć tę część zabawy na popołudnie.






Antosiowi najbardziej podobało się tworzenie zasp "śnieżnych"





... eksperymentował także z wysokością i intensywnością opadów ;-)




Pierwotnie chciałam użyć tylko białych piórek, jednak zachwyt Antolka tą feerią barw, utwierdził mnie w przekonaniu, że miks kolorystyczny był trafną decyzją:-) Energetyczność tych kolorów, nawet we mnie tchnęła odżywczą energię ;-)



Nasze zwierzaki pomogły nam bardzo w trakcie omawiania wierszyka. Antek uwielbia mówić głosem swoich zabawek, mimo, że nie jest to zbyt montessoriańskie podejście, mnie nie przeszkadza kiedy to robi. W końcu głównym założeniem Montessori jest podążanie za dzieckiem i jego potrzebami ;-) A Antek najwyraźniej taką potrzebę ostatnio ma ;-). Samo omówienie wierszyka skupiało się wokół typowych pytań tj. "O czym był wierszyk, który sobie teraz opowiedzieliśmy?" "Jakie piórka sypały się z góry?" "Co pokrył śnieg swym puchem?" itd. Oczywiście w trakcie odpowiedzi posiłkowaliśmy się wspomnianymi wcześniej zdjęciami. Przypomnieliśmy sobie, czym jest pole, a czym sad itd. Nie obyło się, także bez skrupulatnego gromadzenia dowodów (piórka małe i duże zostały posegregowane dzięki uprzejmości kota, który zbierał te duże pióra i gąski, która objęła patronat nad maleńkimi piórkami. Nasza gąska przeszła, także inspekcję w celu sprawdzenia stanu upierzenia ;-)




Przy jednej z kolejnych inscenizacji, poszliśmy o krok dalej. Ponieważ w lodówce zostało mi jeszcze trochę zachomikowanego śniegu, przełożyłam go do miseczki i zaproponowałam Antosiowi mały eksperyment. Jego celem było określenie podobieństw i różnic miedzy prawdziwym, a piórkowym śniegiem. Wspólnie, metodą "organoleptyczną" ustaliliśmy następujące fakty: Prawdziwy śnieg jest zimny, mokry, miękki, klejący, trudno go zdmuchnąć i szybko się rozpuszcza w dłoniach. Śnieg piórkowy dla odmiany, jest ciepły, suchy, miękki, nie klei się, łatwo go zdmuchnąć i nie rozpuszcza się w dłoniach. Całkiem sporo, jak na taki skromny eksperyment, prawda? Przy zabawach ze śniegiem można nieźle zmarznąć. Najszybciej można się rozgrzać, ruszając się w rytm ulubionych zimowych piosenek, co niezwłocznie uczyniliśmy. O naszych inscenizowanych zabawach ruchowych postaram się napisać przy kolejnej okazji ;-)Rozgrzani na duchu i ciele przeszliśmy do zabaw usprawniających nasze artykulatory.

Zabawa logopedyczna, którą wymyśliłam naprędce, wyglądała mniej więcej tak: Rozpoczęliśmy od inscenizacji wierszyka, kiedy zwierzaczki zostały przysypane piórkowym śniegiem poprosiłam Antolka, by wytężył such i powtórzył na głos to co usłyszał. Oczywiście, jak się domyślacie, były to odgłosy wydawane przez kota (miał, miał, miał) i gąskę( gę, gę, gę). Następnie powiedziałam Antosiowi, że zwierzaki same nie będą się mogły wydostać spod śniegu i przydałaby się czyjaś pomoc. Postanowiliśmy poprosić o pomoc wiatr. W ten sposób poćwiczyliśmy sobie głoskę "sz". Nasz wiatr wiał, raz głośno, raz cicho, raz słabo, a raz gwałtownie. Kiedy już poszumieliśmy, jak wiatr, postanowiliśmy pomóc uwięzionym zwierzątkom. Antek dmuchał ile sił w pucach, by zdmuchnąć wszystkie piórka. Przy kolejnej okazji, zamiast wiatru udawaliśmy, że mamy w dłoniach wielkie szufle śniegowe i wydając z siebie głośne "szu, szu, szu" szybko rozgarnialiśmy cały śnieg. Zabawa zajęła nam sporo czasu. Nasze policzki, jak to bywa w zimie, trochę wyszczypał mróz. Udając szczypiący mróz ćwiczyliśmy głośne "szczyp, szczyp, szczyp" Dodam jeszcze, że piórkowy śnieg wracał każdorazowo do koszyka przy użyciu chwytu pęsetowego ;-)




Do naszej zabawy, po powrocie ze szkoły dołączył Kuba. Z jego inicjatywy, zabawa nabrała charakteru sensorycznego. Każdy z nas, po kolei, kładł się na dywanie z zamkniętymi oczyma, podczas gdy pozostała dwójka sypała na niego piórka. Wszystko działo się w absolutnej ciszy, co mnie bardzo zaskoczyło. Chłopcy skupiali się wyłącznie na doznaniach zmysłowych. Następnie chłopcy, po kolei, opisywali doznania własnymi słowami. Całkiem fajnie nam to wyszło ;-)




Dobrze jest czasem poczuć się dzieckiem...

9










Odbyły się, także zawody w najdłuższym "wydmuchu" piórka, w "przedmuchiwaniu" piórek na czas z miejsca "A" do miejsca "B". Przy pomocy stopera, wyłoniliśmy piórko, które najdłużej opierało się sile grawitacji:-) Siłą rzeczy, w słowniku Antolka, pojawiły się określenia takie jak: centymetr, metr, sekunda, minuta, wysokość, odległość itp.




Szkło powiększające to jeden z najczęściej używanych przedmiotów w naszym domu, szczególnie teraz, kiedy Antolek wszedł w fazę fascynacji szczegółem. Nie mogło go, także zabraknąć w chwili, w której przyglądaliśmy się budowie anatomicznej pióra ;-)



A to zdjęcia, które powstały kiedy moi panowie dobrali się do aparatu ;-) Kuba leżał z aparatem ustawionym na maksymalny zoom, a Antek układał mu piórka na obiektywie. Ja bym na to nie wpadła, ale cieszę się, że im to przyszło do głowy, bo mamy fantastyczną kolekcje niecodziennych zdjęć.








W Antolku, kiełkuje powoli matematyczny zarodek. Oprócz tego, że przelicza wszystko wokół siebie, jak rasowy księgowy, ostatnio na nowo zainteresował się rytmami ;-) Nasz piórka nadawały się do tego idealnie. Oczywiście, jak można się domyślić, kolory piórek użytych w zabawie odzwierciedlają preferencje naszych miniaturowych zwierzaków.











Nasza taca z materiałami do inscenizacji wierszyka "Piórka", gości na półce już dobry tydzień, a jej popularność nie maleje ani odrobinę. Mam wrażenie, że codziennie zyskuje nową odsłonę. To, co mnie cieszy, to to, że Antek przy okazji zabawy rozwija swoje umiejętności językowe, w szczególności, te narracyjne. Jednym z jego ulubionych elementów jest moment, w którym opowiada swoim ludzikom lego, co spotkało gąskę i kotka. Różnorodność tych narracji i obserwacja ich intensywnej ewolucji, pod względem treści, sprawia nam wszystkim wiele radości.



A jakie są Wasze patenty na "bezbolesne" przygotowanie malucha do przedszkola? Wszystkie pomysły i Wasze sugestie przyjmę z otwartymi ramionami ;-)

A tymczasem, pójdę wyczesać piórka, które zaplątały mi się we włosach ;-)

22 komentarze:

  1. Niesamowity artykuł! Takie zwykłe piórka, a ile zabaw i ćwiczeń można z nimi zrobić.

    Warto było czekać na taki post.

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Polecam książkę "Przedszkoludki, 100 radości i 2 smutki" Agnieszki Frączek.
    Zamierzam o niej kiedyś napisać, bo rewelacyjna :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, "Przedszkoludki" są genialne, sprawdziły się już przy Kubie, parę lat temu ;-). Była to jego ukochana książeczka. Szczerze mówiąc, jesteśmy wielkimi fanami wszystkiego, co wychodzi spod pióra pani Frączek ;-)Antek pała miłością czystą do zbioru wierszy pt. "Chichopotam" też A. Frączek:-)

      Pozdrawiam serdecznie ;-)

      Usuń
  3. Mojego Antka zapisałam do grupy wczesnoprzedszkolnej i to jest moje największe marzenie, żeby się dostał. Wiem jakie postępy zrobił Tymek, jaki rozwój w grupie jest ważny i już czas na inny plan dnia w naszym domu. Co do książek A.Frączek to u nas "Bamboszkowe opowieści" czytane do poduszki są bardzo lubiane.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trzymam kciuki za przyjęcie Twojego Antolka do grupy ;-) I dziękuję za podsunięcie lektury:-) Mamy tyle książek A. Frączek, ale ta mi jakoś umknęła ;-(
      Uściski dla Was od nas ;-)

      Usuń
  4. W tradycyjnym przedszkolu publicznym problemem dla maluszka może być to, że MUSI. Tomek do tej pory zafascynowany przedszkolem, ostatnio narzeka właśnie na to, że musi malować, gdy nie ma ochoty, musi słuchac wtedy gdy wolałby rysować, musi odpowiadać na pytania, gdy mu się nie chce. Nie wiem, może mam leniuszka, może Antek (napewno!) jest bardziej zdyscyplinowany, ale warto jakos przygotowac dzieci, że w przedszkolu, nie koniecznie pani będzie się wsłuchiwała w jego potrzeby, że trzeba się dostosować.. :( tylko chyba malucha nie da się na to przygotować? a może się mylę? Tomek ma świetne panie wychowawczynie, ale w tak licznej grupie- zajęcia nigdy nie bedą indywidualne i konieczna jest dyscyplina ( i przymus realizowania podstawy programowej)..
    druga sprawa- inne dzieci, i zdolność radzenia sobie w grupie dzieci RÓŻNYCH- oczywiście po to jest własnie przedszkole (też to w nim doceniam) żeby uczyc dzieci funkcjonowania w grupie, zachowań społecznych itd.. warto przed pójściem do przedszkola zwrócic na to uwagę, żeby dziecko wiedziało czego się spodziewać i jak reagować w sytuacji jaką napotka - ktoś uderzy, ktoś zabierze zabawkę, ktoś powie, że cię nie lubię... to może być źródłem stresu, frustracji i niechęci do przedszkola- warto o tym porozmawaić. Tu Antek ma trochę łatwiej od Tomka, bo ma rodzeństwo, więc z wieloma sytuacjami - w kontaktach między - ludzkich miał do czynienia. Tomek był na tym tle czystą tablicą i uczyliśmy się każdego dnia
    Najważniejsze to nie pozakzac dziecku swoich obaw i roztaczac przed nim -cudowną wizję przedszkola! Opowiadać jak będzie fajnie, ile ciekawych rzeczy będzie się działo- by wzbudzic w dziecku chęć (pragnienie) bycia przedszkolakiem! Jak to się uda to popędzi do przedszkola w podskokach :)

    pozdrawiam gorąco

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Gosiu za Twoje sugestie. Przyznam, że w 100% się z Tobą zgadzam.
      Z pewnością nasze podejście do kwestii przedszkola wypływa, także z naszych osobistych doświadczeń. Ja sama przedszkole uwielbiałam, Kuba lubił je bardzo, aż do 5 latków, bo później zaczął się nudzić (główny powód, dla którego poszedł do szkoły rok wcześniej) Jak będzie z Antolkiem, czas pokaże ;-) Myślę, że dużo też zależy od tego, jak dziecko przyjmuje radykalne zmiany w swoim życiu. Nasz Antek, w przeciwieństwie do Kuby, bardzo szybko się do nich adaptuje. Nie ukrywam, że liczę na to, że ta prawidłowość sprawdzi się, także w przypadku przedszkola ;-)Poza tym, widzi jak Kuba zadowolony zostaje w szkole i wie, że zawsze go odbieramy, więc może chociaż ten etap przejdziemy szybciej ;-)

      Oczywiście zgadzam się, także z tym, że nasze emocje udzielają się i przenoszą na nasze maluchy ;-) Prawdą jest, że czasami to rozstanie jest trudniejsze dla nas niż dla dzieci ;-) Pamiętam jak Kuba poszedł pierwszy raz do przedszkola. Na niczym nie mogłam się skupić i przyszłam po niego o wiele za wcześnie, a on w najlepsze się bawił ;-)
      To przejście to długa wyboista droga :-)

      Uściski dla Tomaka i całej Waszej rodzinki ;-)

      Usuń
    2. Dziewczyny - dorzucę coś od siebie: uważam, że nie można dziecku opowiadać o przedszkolu w samych superlatywach, bo to kłamstwo. W przedszkolu zdarzają się sytuacje przykre dla dziecka, może tęsknić za domem albo coś mu się nie spodoba i wtedy może poczuć się oszukane (bo mama mówiła, że jest super a nie jest). Jeśli chcemy posłać dziecko do przedszkola to oczywiście trzeba je zachęcać ale nie idealizować, przynajmniej ja tak robiłam gdy Mikołaj miał pójść. Opowiadałam mu, że będą zabawy wspólne, że będą śpiewać, rysować, bawić się różnymi zabawkami etc. ale nie mówiłam, że w przedszkolu jest super fajnie - tylko "zobaczysz i powiesz mi czy TOBIE się podoba". No nie wiem czy się ze mną zgodzicie, ale tak chciałam się podzielić swoją refleksją...
      pozdrawiam Was obie serdecznie ;-)
      magda(c)

      Usuń
    3. Święta racja Magdo!!!
      My, kiedy Kuba pytał jak jest w przedszkolu opowiadaliśmy rzeczowo o tym co może go spotkać. A kiedy pytał czy tam jest fajnie, bazowaliśmy tylko i wyłącznie na zdawaniu mu relacji z naszych własnych doświadczeń związanych z przedszkolem. Bez zbędnego idealizowania.
      Masz rację, lepiej odrobinę się powściągnąć, bo końcowy efekt w przypadku rozczarowania może mieć nieciekawe skutki ;-) I na dłuższy czas może ostudzić entuzjazm początkującego przedszkolaka ;-) Poza tym, pozostawienie dziecku swobody w decyzji czy lubi czy nie lubi przedszkole uczy go szanować odczucia i emocje innych ;-)

      Dziękuję za Twój głos w tej rozrastającej się dyskusji ;-)

      Usuń
  5. Ja dużo opowiadałam synkowi o tym co będzie w przedszkolu. Przed pójściem do przedszkola przy różnych okazjach zostawialiśmy go w grupie dzieci po nadzorem opiekunek (w czasie kursu dla rodziców, na wakacjach na warsztatach dla rodzin)i myślę ze to miało swoje znaczenie. Poza tym Mateuszek zazwyczaj bez problemu akceptuje rożne "nowości" i w zasadzie dzięki temu bez najmniejszego problemu zaaklimatyzował się w grupie i od początku bardzo lubił chodzić do przedszkola. Niestety obecnie (po 7 miesiącach) twierdzi, że w przedszkolu się NUDZI i nie lubi już tam chodzić.
    Nie rozumiem tego i nie wiem co z tym fantem zrobić.
    Poza tym nie doceniam tak bardzo roli przedszkola w życiu dziecka. Mam sporo zastrzeżeń (a nasze przedszkole ma raczej dobrą opinie). Ale tu nie miejsce te refleksje.
    Magda - mama Mateuszka i Bogusi

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Magdo,
      Ja bym się nie przejmowała chwilową zmianą nastawienia Mateuszka. U Kuby, też zdarzały się takie chwilowe odpływy, szczególnie po dłuższej nieobecności np. po chorobie Po jakimś czasie wszystko wracało do normy :-)

      Zaciekawiła mnie część Twojej wypowiedzi dotycząca roli przedszkola w życiu dziecka - byłabym wdzięczna za rozwinięcie ;-) Dobrze jest czasem spojrzeć na świat z innego punktu widzenia ;-)

      Pozdrawiam Was serdecznie ;-)

      Usuń
  6. Bardzo podoba mi się jak temat piórek "wycisnęliście" do końca - to znaczy ile pogłębionych pomysłów i rozwinięć wymyśliłaś. Jestem pod wrażeniem :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Dziękuję Aniu,
    Pewnie jeszcze sporo dałoby się "wycisnąć" ;-)
    Tak sobie myślę, że jak się nimi nasycimy to stworzymy z nich rajskiego ptaka, albo zrobimy sobie piórkowe odciski w modelinie, a może zamienimy je w przyrządy do pisania i bazgrania ;-)...

    Uściski dla Ciebie i Hanki Rozbójniczki:-)

    OdpowiedzUsuń
  8. Jestem pod nieustającym wrażeniem, jak szczegółowo opisujesz ćwiczenia - że nie wspomnę o ich przygotowaniu. Mój trochę ponad 3-letni syn ma różne fazy, jeśli chodzi o przedszkole - ostatnio po raz pierwszy byłam świadkiem tego, jak rozpłakał się i powiedział przed spaniem, że on już NIGDY nie pójdzie do przedszkola. Po czym następnego dnia wstał zadowolony i uśmiechnięty i nie było ani słowa narzekania na przedszkole. :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Znam dobrze te emocjonalne metamorfozy z autopsji ;-) Gdzieś tam, wśród tych skłębionych emocji rodzi się niepowtarzalna i jedyna w swoim rodzaju osobowość ;-) Szkoda, tylko , że towarzyszy temu tyle zawirowań ;-)

      Uściski dla Was

      Usuń
  9. Ewo jak zwykle świetny post.
    Jeśli chodzi o przedszkole to u nas temat bardzo aktualny. Jula od września "dzielnie " tam chodzi ale... Ponieważ jest dzieckiem dosyć trudno adoptujacym się do nowych miejsc więc płacz przez pierwszy tydzień był dla nas normalką. Potem pól roku idealnego chodzenia a tutaj od dwoch tygodni to samo. Codziennie rano przeżywamy to samo płacz, trudność z rozłąką, moje matczyne serce boli. Nie nastąpiła żadna zmiana więc sie głowię czy to przejściowy okres czy powinnam ja wypisac. Szkoda bo jest to przedszkole angielskie a ona jest jedynym obcokrajowcem. Idealne warunki do nauki języka. Hmmm Czy któraś z Was miała podobnie???
    Jeśli chodzi o przygotowanie szkraba do przedszkola to uważam, że idziesz w dobrym kierunku wprowadzenie bloku tematycznego, nauka piosenek i wierszyków. Myślę, że mogłabyś jeszcze dołożyć wyjścia na jakieś zajęcia z rówieśnikami aby pokazać mu świat zabawy z rówiesnikami (no bo przecież zabawa ze starszym bratem to nie to samo).
    Życzę Wam aby udało Wam się otrzymać miejsce w przedszkolu i aby dla Antosia była to niezapomniana przygoda.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Elko,
      Może powodem negatywnego nastawienia Julki jest właśnie poczucie pewnej "izolacji" językowej. U Julki zaczyna się kształtować poczucie własnej wartości w oparciu o to, co myślą o niej rówieśnicy. Piszesz, że Juleczka jest wrażliwa i trudno adaptuje się do nowych sytuacji, być może w przedszkolu spotkała ją jakaś nie miła, bądź trudna dla niej sytuacja i stąd ta niechęć. U Kuby był jeden taki dłuższy okres (ponad 3tyg), kiedy jeden ze starszaków pacnął go w głowę w toalecie. Nikt tego nie widział, a wyszło wszystko w zabawie. Po konfrontacji z "oprawcą" wszystko wróciło do normy. Może warto zaproponować Julce zabawę typu " Mój dzień w przedszkolu" - dzieci lubią odtwarzać ważne dla nich sytuacje. Przynajmniej mój Kuba lubił ;-)A dla mnie była to wspaniałe źródło nieformalnych informacji ;-) Trzymamy kciuki za Julkę i za normalizację całej sytuacji i przede wszystkim za Ciebie. Wiem jak bardzo boli matczyne serce ;-)

      Jeżeli chodzi o sugestię dotyczące przygotowania przed przedszkolnego muszę Ci podziękować. Bo przypomniałaś mi o czymś, co mi zupełnie wypadło z głowy. No nie, nie wypadło, ale czego starałam się unikać jak ognia!!!! Może tylko ja tak mam, ale do szału doprowadzają mnie tak zwane "szczurkownie" czyli miejsca typu klub malucha, gdzie mamy prześcigają się w rywalizacji czyje dziecko opanowało to czy tamto. Pewnie nie trafiłam jeszcze na dobrą placówkę. Może ktoś mi doradzi coś fajnego w Poznaniu??? W stu procentach jednak zgadzam się z tym co napisałaś - zabawa z rówieśnikami to nie to samo co zabawa z bratem. Ahhh, będę musiała temu stawić czoła ;-)

      Usuń
  10. Ewo,
    na Twoja prośbe rozwinę trochę moje krytyczne spojrzenie na przedszkole:
    -mizerny kontakt panie w przedszkolu-rodzice, brak współpracy wychowawczej (panie w przedszkolu mówą mi że sobie "radzą"; to znaczy,że powiedzą mi o ewentualnym problemie z moim synkiem kiedy przestana sobie z nim radzić? myślę, że to bedzie o wiele ze pózno!!! ja chciałabym wiedziec sporo o Jego zachowaniu i relacjach społecznych (tych dobrych i tych złych) a dowiaduję się najcześciej czy zjadł obiad i czy spał (to nie jest dla mnie takie istotne)
    - z moich obserwacji widzę , że panie są bardziej przychylne diewczynkom niz chlopcom, co to znaczy: chlopcy sa nazywani niegrzecznymi w momencie gdy np zaczynaja biegać, skakać. wiadomo, że dziewczynki sa z natury spokojniejsze, a chlopcy potrzebuja wiecej ruchu, dynamiki i kiedy tej dynamiki brakuje zaczynają "łobuzować" ale moim zdaniem to nie znaczy ze sa niegrzeczni - to znaczy ze panie nie wykorzystuja ich potencjalu (wystarczyloby ich zmeczyc na poczatku dnia maczem w pilke nozna). Panstwowe szkoly polskie (i moze podobnie przedszkola) sa stworzone na "potrzeby" dziewczynek (chlopcy potrzebuja inne bodzce i warunki do nauki)
    - przedszkolna metoda kar nie jest moim typem wychowawczym. my raczej podkreslamy i nagradzamy zachowania pozytywne. Synek dostaje czasem kary w przedszkolu a nie dokonca rozumie dlaczego (pani nie ma przeciez duzo czasu zeby to dziecku wytlumaczyc). Nasz Mateuszek ma naturę "żartownisia" co wydaje mi sie nie jest do konca tam rozumiane
    - czytalam kiedyś artykuł psycholog Bogny Białeckiej o negatywnym wplywie przedszkola na dziecko, nie pamietam dokładnie wszystkiego ale chodzilo między innymi o to, że w przeszkolu utrwalaja sie i wzmacniaja niewłaściwe zachowania miedzy dziecmi typu wyrywanie zabawek, brak poproszę, dziękuję...i to mniej wiecej obeserwuję u nas. Panie nie mają czasu zeby wszystko zobaczyc i na wszystko zareagować. My uczymy, ze trzeba o zabawke poprosić, poczekać, zapytac czy mozna...a w przedszkolu ...wolna amerykanka...teraz zaczynam mówić synkowi, że jak ktoś mu zabawkę zabiera a jemu zależy zeby się nią pobawić to ma nie oddawać!
    Ulubiony kolega MAteuszka kiedys go ugryzł! (o czym powiedzał nam w domu po kilku dniach, a kolega przestal byc oczywiscie ulubiony) dla mnie szok! chyba ze to normalne? o wielu rzeczach pewnie nie wiem...
    to tak z grubsza :O)
    czy u Was jest podobnie?
    pozdrawiam
    Magda - mama Mateuszka i Bogusi

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozumiem doskonale co czujesz Magdo. Kiedy Kuba chodził do żłobka mieliśmy to samo. Praktycznie zerowa informacja o tym co dziecko robiło w trakcie całego dnia ;-(

      Przedszkole w naszym wypadku było zupełnie inną bajką. Wiedzieliśmy wszystko. Wychowawczynie zawsze znalazły czas, by porozmawiać o dziecku, jego sukcesach a także porażkach. Dzieliły się swoimi obserwacjami, tak że rozwój dziecka każdy z nas mógł monitorować na bieżąco. W przedszkolu panowała atmosfera, której życzę wszystkim rodzicom. Fakt, mieliśmy duże szczęście co do grupy, bo nie było wyjątku i wszystkim rodzicom bardzo zależało na harmonijnym rozwoju maluchów. Nie było też dziećmi z mikrouszkodzeniami, co wpływało znacznie na pracę całej grupy. Kiedy Kuba, czy jakieś inne dziecko, uległo nawet drobnemu wypadkowi, typu skaleczenie, zaraz był telefon do rodzica z informacją co się stało i jakie kroki zostały poczynione żeby sytuacje rozwiązać. Kiedy dziecko było chore wychowawczyni dzwoniła, by dowiedzieć się jak się czuję i czy wszystko jest w porządku. Takiego serca i oddania dzieciom dawno nie widziałam. Pani Krysia, przychodziła po pracy, by przygotować materiały na kolejny dzień. Na prawdę wspaniale wspominam okres Kuby w przedszkolu.

      Oczywiście, mam wrażenie, że to, co zaobserwowałaś jest jednak smutną rzeczywistością większości rodziców. Myślę, że wiele można się dowiedzieć o ludziach ,którzy będą zajmować się naszym dzieckiem jeszcze w trakcie zajęć przygotowujących. Czy chętnie wchodzą w interakcje z rodzicami? Czy są autentycznie zainteresowani dzieckiem? Jak sobie radzą z grupą? Pewnych elementów nie da się odegrać na pokaz. A może się mylę:-(

      Tak czy siak, dziękuję za wkład w dyskusję, z pewnością daje wiele do myślenia ;-)

      Życzymy Wam by przedszkole wyszło Wam na przeciw i by dzieci czuły się w nim dobrze i bezpiecznie ;-)

      Usuń
  11. Ewo, te zajęcia są super! Ja ostatnio głowię się nad uczeniem Dominika wierszyków (ćwiczymy artykulację) i nie pomyślałam o takich inscenizacjach! Zainspirowałaś mnie i baaardzo Ci za to dziękuję ;-)
    P.S. I zabawa sensoryczna - wspaniała! Brawa dla Kuby!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miło mi Madziu. Dziękuję w imieniu Kuby i swoim ;-) Przyznam szczerze, że i mnie takie inscenizacje bardzo przypadły do gustu. Kocham metodę Montessori, ale chcę zostawić Antkowi furtkę do rozwoju najpierw fantazji a później wyobraźni ;-) Poza tym myślę, że takie inscenizacje wspaniale uzupełniają Montessoriańskie zabawy. Jak myślisz?

      Uściski

      Usuń

Thanks for visiting my blog. I love to read your comments so if you have time and like what you have read leave me one.

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...