Strony

czwartek, 29 grudnia 2011

Nauka czytania i pisania metodą Montessori - część I




Czy rozpoczynając naukę pisania ze swoimi dziećmi zastanawialiście się kiedyś, co tak naprawdę stanowi jej cel? Czy pisanie jest tylko mechaniczną czynnością wymagającą pewnej automatyzacji, czy może posiada inne wyższe bardziej złożone funkcje?. Widząc, jak duży nacisk na naukę poprawnego pisania kładzie się w pierwszej klasie szkoły podstawowej zaczynam się nad tym poważnie zastanawiać. Dodatkowo, mój spokój burzy teoria nauki pisania i czytania opracowana przez Marię Montessori, która tak idealnie zgadza się z moimi obserwacjami całego procesu u Kuby, a która jednocześnie bardzo odbiega od klasycznej formy propagowanej w szkole. Czy posuwamy się w dobrym kierunku? Czy może zgubiliśmy coś ważnego w pędzie tworzenia i kształtowania funkcjonalnych i użytecznych bytów? Ponieważ ta kwestia nie daje mi spokoju od dłuższego czasu, postanowiłam ją ubrać w słowa i swoje refleksje i na tym skromnym blogu poddać ją dyskusji. Mam nadzieję, że podejmiecie wyzwanie i podzielicie się ze mną swoimi opiniami, wątpliwościami i niepokojami. A może ktoś z Was już znalazł złoty środek i mógłby nas oświecić: -) Zapraszam serdecznie.


CZYM PISANIE JEST, A CZYM NIE JEST?


Zacznijmy od przykładu. W swojej książce poświęconej metodą nauczania M. Montessori, E.P. Culverwell* przytacza dobitny przykład na to, czym nauka pisania być nie powinna. Culverwell pisze tak: „ Wyobraźmy sobie, że nauczymy dziecko niewładające językiem niemieckim, zapisu graficznego poszczególnych niemieckich liter. Dziecko, które opanuje te elementy, bez problemu będzie wstanie przepisać dowolny niemieckojęzyczny tekst. Jeżeli dodatkowo nauczymy je wymowy fonetycznej poszczególnych liter, będzie ono wstanie napisać dyktowany przez nauczyciela tekst ze słuchu. Co więcej, dziecko takie będzie w stanie nauczyć się układu wyrazów i liter w wierszu i z pamięci taki tekst odtworzyć. We wszystkich wspomnianych ćwiczeniach ma ono szanse nabrać wytrawnej biegłości. Nie możemy się nie zgodzić, że dziecko takie posiadło trudna sztukę pisania. Opanowało jednak tylko jego aspekt mechaniczny". Musimy zadać sobie pytanie, czy tak opanowana forma spełnia jedną z podstawowych funkcji pisania. Czy stanowi formę wyrazu i jest środkiem komunikacji autora z odbiorcą? Jaka jest motywacja owego dziecka i jaki sens ma dla niego pisanie? Owszem, przepisany tekst jest nośnikiem emocji i myśli, ale nie ma w tym ani krzty dziecka. Tekst, mimo, że naszpikowany treścią dla dziecka pozostanie martwy. W procesie pisania stało się ono tylko pośrednikiem nic niewnoszącym do całego procesu. Czy takie dziecko będzie miało motywacje, by samodzielnie pisać, kiedy poklask i pochwały nauczycieli usuną się w cień?. Czy posiadanie umiejętności kopiowania jest wystarczającym bodźcem intelektualnym, by zachęcić dziecko do autoekspresji? Nauka pisania w formie przepisywania jest jak najbardziej mechanicznym i bezrefleksyjnym aktem woli. Chociaż istotna, nie spełnia swojej podstawowej funkcji, jaką jest możliwość autoekspresji. Patrząc na doświadczenia szkolne mojego syna, widzę jak aspekt, który powinien stanowić priorytet nagminnie jest marginalizowany. Obserwuję spadek jego motywacji i zastanawiam się, jak mogę mu pomóc odnaleźć sens żmudnych, automatycznych ćwiczeń pozbawionych szans na indywidualizację całego procesu. Ale o samych technikach napiszę, kiedy indziej.



CZYM JEST PERFEKCJA W SZTUCE NAUKI PISANIA


Wracając do tematu. Opanowanie trudnej sztuki pisania może mieć dwojaki charakter. Jak już wspomnieliśmy wcześniej, pisanie jest formą komunikacji i służy przekazywaniu naszych idei i treści innym ludziom. W świetle tego, perfekcyjne pismo powinno charakteryzować się przejrzystością i czytelnością. Z drugiej jednak strony, jeżeli spojrzymy na naukę pisania przez pryzmat jego wyższego celu, jakim jest autoekspresja, możemy zauważyć, że jego perfekcja leży w spontanicznej zdolności do przekazywanych treści, którą jednostka chce wyrazić. Oczywiście nie da się ukryć, że część energii musi, a nawet powinna koncentrować się na mechanicznych aspektach pisania, by utrzymać wspomniana wcześniej jakość kryterium czytelności i przejrzystości. Choć może to zabrzmieć dość paradoksalnie: im bardziej sprawnym mechanicznie aparatem dysponuje jednostka w procesie pisania, tym mniej mechaniczny staje się charakter autoekspresji w całym procesie. Podobną analogie możemy znaleźć analizując procesy towarzyszące wypowiadaniu się. Dla większości z nas, proces mówienia jest czynnością tak mechaniczną, że mowa stanowi spontaniczny wyraz naszych myśli. Myśl, która pojawia się w naszej głowie zostaje automatycznie zwerbalizowana. Często uświadamiamy sobie jej obecność dopiero w momencie, kiedy słyszymy jak wybrzmiewa w naszych ustach.
Zastanawiać się pewnie, do czego zmierzam? A no do tego, że jakkolwiek próbowalibyśmy ugryźć temat dochodzimy do tego samego wniosku: aspekt mechaniczny i kreacyjny muszą ze sobą współistnieć i wzajemnie się uzupełniają. Pytanie, które nasuwa się mi w tym momencie to pytanie o kolejność wprowadzania poszczególnych elementów, tak, aby w efekcie uzyskać uzyskać ich harmonijny melanż.



MECHANIKA KONTRA AUTOEKSPRESJA


Wydaje mi się, że odpowiedz na moje pytanie znajduje się właśnie w tak bliskiej mi metodyce Marii Montessori. W nauce pisania metodą Montessori dziecko przeprowadzane jest przez mechaniczne trudności towarzyszące poszczególnym etapom nauki, w taki sposób, że nie ma świadomości, że cały proces ma w ogóle miejsce. Dziecko posiadające mechaniczne przygotowanie do pisania zostaje ze swoim warsztatem pozostawione samo sobie, aż do momentu, kiedy osobiście odkryje, że potrafi samodzielnie pisać wyrazy i zdania. Proces ten następuje nie w wyniku żmudnego przepisywania, czy pisania ze słuchu, jak się to dzieje w typowej szkole. Dziecko zaczyna pisać, dlatego że odczuwa wewnętrzną potrzebę by wyrazić siebie w tej właśnie formie. Samo odkrycie dla dziecka nowej formy kreacji stanowi niesamowity intelektualny bodziec. Jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki dziecko odkrywa niepohamowana przyjemność płynąca z pisania. Praca włożona we wcześniejsze mechaniczne przygotowanie skraca i ułatwia niesamowicie cały proces, sprawiając, że całe przedsięwzięcie obfituje w efektywne i długotrwałe skutki. Oczywiście na tzw. „czekanie” można sobie pozwolić ze względu na fakt, że przygotowanie do pisania i czytania zaczyna się praktycznie już od pierwszych momentów pracy z montessoriańskimi materiałami. Zazwyczaj eksplozja i potrzeba autoekspresji przypada średnio na 4/5 rok życia dziecka, czyli szczęśliwie, na okres, kiedy to my rodzice możemy jeszcze decydować o tym, w jaki sposób prowadzić edukację naszego dziecka. Warto się nad tym dogłębnie zastanowić wybierając metody i materiały, z którymi będziemy pracować.



IZOLACJA TRUDNOŚCI W NAUCE PISANIA


Dużą rolę w opanowaniu poszczególnych elementów potrzebnych w nauce pisania odgrywa izolacja trudności. Zasadę, że skomplikowane czynności łatwiej opanować rozbijając je na mniejsze i łatwiejsze do opanowania etapy towarzyszy metodyce Montessori od samego początku. Ta swoista filozofia pojawia się także mniej lub bardziej szczątkowo we współczesnych metodach wprowadzanych przez tradycyjne szkoły. Zazwyczaj dziecko uczy się kopiować najpierw proste linie, później haczykowate linie, by finalnie dojść do kółek i coraz to bardziej skomplikowanych elementów. Wszystko to dzieje się w myśl zasady, że perfekcyjne opanowanie poszczególnych elementów ułatwi uczniowi tworzenie pełnych i prawidłowych liter. Chociaż jest w tym wiele słuszności, sama koncepcja nie przynosi fizycznej ulgi uczniom, ponieważ proces fizjologiczny towarzyszący tworzeniu poszczególnych, prostszych elementów jest identyczny jak przy tworzeniu pełnych liter. Uwaga ucznia, tak przy tworzeniu prostych kresek, jak przy tworzeniu litery musi nieubłagalnie dzielić się między dłoń i oko. Ta sama grupa nerwów, wprawia w ruch tę samą grupę mięśni potrzebną do stworzenia haczyka jak i pełnej litery. Co gorsza, w procesie pisania kilkanaście grup mięśniowych ćwiczonych jest jednocześnie, uniemożliwiając ich izolację. Na szczęście opanowanie i koordynacja mięśni dłoni przychodzi nam z większą łatwością niż Np. opanowanie i koordynacja ruchów rąk i nóg potrzebnych w nauce pływania. Jesteście ciekawi, dlaczego? Odpowiedz jest banalnie prosta. Ośrodki odpowiadające za ruchy nóg i rąk usytuowane są w różnych miejscach w mózgu. Naukowo dowiedziono, że koordynacja ruchów mających swoje źródło w różnych ośrodkach nerwowych jest o wiele trudniejsza niż koordynacja ruchów mających źródło w tym samym ośrodku. Jest, więc nadzieja; -) W myśl powyższej teorii Wasze dziecko, które jeszcze nie pisze samodzielnie, a potrafi pływać czy jeździć na rowerze nie powinno mieć żadnych trudności z mechanicznym opanowaniem pisania;-). Dlaczego więc nauka pisania jest tak pracochłonna i żmudna?



MECHANICZNE KOPIOWANIE – PRZESZKODĄ W NAUCE PISANIA


Otóż największą przeszkodą w nauce pisania jest tak dobrze nam znane PRZEPISYWANIE czy KOPIOWANIE poszczególnych elementów z tablicy, z książki itp. Łatwość zarządzanie ruchami ręki dyktowanymi własną wolą, to jedna rzecz. Przesuwanie ołówka w dowolnym kierunku na kartce, to zadanie stosunkowo łatwe i wykonalne nawet dla najmłodszych szkrabów. Mimo, że sporo czasu może upłynąć zanim na kartkach naszych pociech pojawią się pierwsze kółka czy wymyślne wzory bądź tak pocieszne „głowonogi”. To, co stanowi największą przeszkodę, to już wcześniej wspomniany odtwórczy element wykorzystywany w procesie nauki pisania a mianowicie kopiowanie. Żeby lepiej zrozumieć cały proces warto go sobie rozłożyć na poszczególne etapy. Załóżmy, że otrzymaliśmy polecenie przepisania z tablicy literki „f”

ETAP 1
Nasze oko musi dokładnie przestudiować wzór kopiowanej litery, aby móc oszacować kierunek, w którym powinien poruszać się ołówek, wysokość, szerokość litery, poszczególne odległości pomiędzy poszczególnymi elementami itp.

ETAP 2
Parametry oszacowane wstępnie przez oko musza zostać przekazane za pomocą systemu nerwowego do grupy mięśni, która wprawi dłoń z ołówkiem w ruch.

ETAP 3
W trakcie, gdy część energii koncentruje się na mechanicznej czynności pisania inna część pracuje nad utrzymaniem obrazu litery w pamięci.

W prawdzie dla osoby dorosłej, której pamięć wzrokowa jest w miarę wyćwiczona, i która w zadawalającym stopniu posiadła umiejętność koordynacji pracy ręki i oka odtworzenie danej litery nie sprawi najmniejszej trudności. Zastanówmy się jednak ile wysiłku kosztuje to prozaiczne z pozoru zadanie, niedojrzały jeszcze organizm dziecka. A właśnie taki olbrzymi wysiłek to codzienność pierwszoklasisty. W szczególnie trudnej sytuacji są dzieci 6 letnie, które do szkoły poszły tracąc rok wprawek i szlaczków; -) Do czego zmierzam. Moim celem jest uświadomić sobie i Wam kochani czytelnicy, że rzeczywistość, z jaką spotykają się nasze dzieci w szkole może być inna i to niestety na nas spoczywa odpowiedzialność za podjęcie trudu zmiany sytuacji naszego dziecka na lepsze.


PAMIĘĆ MOTORYCZNA KLUCZEM DO SUKCESU W NAUCE PISANIA


Wielką zaletą Montessoriańskiej techniki nauki pisania jest to, że praktycznie eliminuje potrzebę koordynacji ręka-oko, jako części nauki pisania. Dzieci uczone metodą Montessori potrafią pisać z zamkniętymi oczyma równie dobrze jak z otwartymi. Kluczem tego sukcesu jest to, że proces odtwarzania liter opiera się nie na oku, które zarządza ręką w trakcie pisania, ale na tzw. PAMIĘCI MOTORYCZNEJ. Metoda Montessori poprzez skrupulatnie dobrane ćwiczenia pozwala wyćwiczyć palce dziecka tak, aby pamiętały one ruchy potrzebne przy formowaniu poszczególnych liter.

Ponieważ ten post zaczął mi się rozrastać do olbrzymich rozmiarów, przerwę w tym miejscu. I pozostawię całość Waszej refleksji. Nie ukrywam, że będę wdzięczna za Wasze przemyślenia i sugestie. Część druga nauki czytania i pisania metodą Montessori poświęcona będzie istocie pamięci motorycznej i roli, jaką odgrywa w procesie nauki pisania.

* "Montessori Metod" E.P Curvelwell

13 komentarzy:

  1. Ewo , niestety nie znam całego procesu nauki pisania według Montessori ale miałam okazje oglądać zeszyty do nauki pisania w jednym Montessoriańskim przedszkolu do którego będzie miało zaszczyt uczęszczać moje dziecko . Niebyło chyba rodzica który oglądając te zeszyty nie wydałby odgłosu zachwytu . Pierwsze strony to prawdziwe dzieła sztyki ala Picasso które z czasem przeobrażają się w czytelne , pełne gracji litery. Myślę że żaden z nas rodziców nie potrafi tak ładnie pisać jak te dzieci. Chyba nie muszę wspominać że nikt tym dzieciom nie truje do ucha że literki muszą myć pisane „pod kreskę”.
    Nauczycie i szkoła próbują zaprzeczać faktu mówiącemu o tym i charakter naszego pisma jest odzwierciedleniem naszej duszy. A przecież nie ma dwu takich samych osobowości . Wszyscy jesteśmy inni i wszyscy piszemy inne literki.
    Doskonale pamiętam jak mama prowadziła moją rękę ucząc mnie poprawnego pisania , nie na wiele to się stało. I to jakieś 20 parę lat później bez żadnego dodatkowego ćwiczenia moje pismo w przeciągu paru miesięcy bardzo się zmieniło. I wiecie dlaczego ? Bo myślę że i ja się bardzo zmieniłam. Owszem nadał jestem impulsywna i narwana , ale teraz przy dziecku muszę nad tym panować. Musiałam dorosnąć (wiem trochę późno ).
    Gdyby miała uczyć się pisać znaków kanji metodą trzymania ręki i przepisywania literki obok literki , pewnie do tej pory nie potrafiła bym pisać . Tu w Japonii większość ćwiczeń do nauki pisania to , pisanie po literze (wewnątrz litery) , a nie obok. Bardzo popularne jest również pisanie po wyżłobionych literach. W szkoła kaligrafii najpierw się medytuje a potem pisze. Chyba o czymś to świadczy.
    Taką samą metodę stosujemy z moim synem z tym że on czasem sam prosi aby poprowadzić jego rękę. Jego wybór jest wolny , pisze kiedy chce i co chce. Wiem że sprawia mu to przyjemność bo już po kilku miesiącach zaczął podejmować próby samodzielnego pisania i odczytywania literek gdzie się da i jak się da ( największym powodzeniem cieszy się magnetyczna tablica bez linii i kratek). Mam nadzieję że już nie długo jego literki będą ładne , zgrabne i z charakterem. A przed pójściem do szkoły na tyle czytelne aby nauczyciele nie mogli się czepiać.
    Mogę sobie tylko wyobrazić ile te małe istotki wkładają pracy w naukę pisania i czytania bo sam uczyłam się tego ponownie , całkiem nie dawno. Na szczęście sposób mogłam wybrać sama.
    Ale się rozpisałam . Przepraszam.

    OdpowiedzUsuń
  2. Angeliko,
    Nie rozumiem dlaczego przepraszasz. Dziękuję Ci za tak obszerny komentarz. Myślę, że bardzo dużo wnosi do całej dyskusji o sposobach uczenia pisania. Zabawne, ale kiedy szukałam materiałów poświęconych nauce pisania w ujęciu Montessori dokopałam się do artykułu, a raczej wykładu, w którym Maria Montessori opisuje szczegółowo jak krok po kroku doszła do stworzenia swoich szorstkich liter dotykowych. A zmierzam do tego, żeby wyjaśnić, że prototypem owych szorstkich liter były szablony ze żłobieniami w drewnie. Dziecko pisało, tak jak ty to opisujesz, wewnątrz litery, a nie po jej skraju. Niestety ze względu na koszty i z pewnym ubolewaniem Montessori zrezygnowała z tego typu ćwiczeń właśnie na rzecz szorstkich liter :-)))

    Myślę, że to wspaniale, że Haru będzie miał okazję uczęszczać do prawdziwego Montessoriańskiego przedszkola i że nauka pisania w Japonii ma zupełnie inny charakter niż u nas w Polsce. Być może tak, jak to powinno być pisanie stanie się dla niego formą autoekspresji, a nie katorgą mechanicznego powielania liter :-)

    Podoba mi się też to, że relaksacja i medytacja stanowią wstęp do ćwiczeń angażujących duże obszary mózgu. Z pewnością wpływa to fantastycznie na jakość i trwałość całego procesu. Muszę pomyśleć czy czasem nie włączyć ćwiczeń z ciszy właśnie przed tego typu zabawami.

    Jeszcze raz dziękuję za podzielenie się z nami swoimi obserwacjami i refleksjami :-)
    Ewa

    OdpowiedzUsuń
  3. Czesc Ewa, czekam na kontynuacje, zagladam na bloga od niedawna, inspirujacy, pozdrawiam
    Marta

    OdpowiedzUsuń
  4. Ewo, jestem Ci ogromnie wdzięczna za ten wspaniały, obszerny post! Przeczytałam z przyjemnością i z niecierpliowścią będę wyglądać kolejnych:)

    OdpowiedzUsuń
  5. Fascynujący temat, o którym dzisiaj rozmawiałam z koleżanką. Ja uczę córki czytania i pisania wspierając metodę M.Montessori metodą pani Jagody Cieszyńskiej. Jej obrazkowe książęczki i literkowe karty do gry w "Piotrusia" zachęcają tę moją panienkę i mobilizują do pracy. Może dlatego ,że uwielbia historyjki, opowiadania, a jest w tej kwestii samowystarczalna ;). Pamiętam, że widziałam u Ciebie karty zrobione na podstawie książeczek Cieszyńskiej. Moja córka sama uzupełnia "chmurki" kopiując napis.
    Czekam z niecierpliwością na ciąg dalszy twoich przemyśleń i wskazówek.
    Jestem pasjonatką Montessori, ale nie pedagogiem, więc są dla mnie bardzo wartościowe. Zresztą jak cały Twój blog :) Bardzo Ci dobra duszo dziękuję ! :)
    Postanowiłam przy najbliższej okazji zabawić się z córką w odgadywanie liter z szorstkiego materiału. Z zasłoniętymi oczami. To chyba będzie chwila prawdy o skuteczności mojej pracy :)
    Pozdrawiam i życzę samozaparcia w konstruowaniu brył.
    Aga

    OdpowiedzUsuń
  6. Ewo,dotknęłaś problemu, który jest bliski mojemu sercu od jakiegoś roku. Z wielką uwagą czytałam co na temat nauki pisania, myślała sama Montessori i uznałam, że ta metoda jest wspaniała! Książka "The discovery of a child" otworzyła mi oczy na to jak trudna jest nauka pisania i ile rzeczy powinien wiedzieć nauczyciel ucząc dzieci pisać. U mnie pojawił się jednak mały problem: jak połączyć metodę Montessori z Cieszyńską? W Montessori nauka pisania (pisanie liter) jest zawsze PRZED nauką czytania. Najlepszy czas na pisanie jest około czwartego roku życia a czytanie od 4,5 (kiedy dzieci uzyskują zdolność analizy i syntezy głoskowej). W desperacji myślałam nawet nad zrobieniem szorstkich sylab, ale po produkcji samogłosek i cyfr zrezygnowałam ;-)
    Do dziś szukam idealnego rozwiązania, jak kiedyś sobie z tym poradzę to napiszę o tym ;-)
    Dziękuję Ci za ten wpis i proszę nie zapomnij dopisać ciągu dalszego - czekam z niecierpliwością!
    z pozdrowieniami ;-)
    magda(c)

    OdpowiedzUsuń
  7. Bardzo ciekawy wpis, tym bardziej ze rowniez z synkiem rozpoczynamy przygode z pisaniem. A co Ewo sadzisz o metodzie dobrego start M. Bogdanowicz? przeczytalam kilka artykułów o tej metodzie i przyznam ze jest kuszaca, wydaje mi sie ze ciekawa dla maluchow, no i ma chyba cos wspolnego z montessori. pozdrawiam Aga

    OdpowiedzUsuń
  8. Marto,
    Witam Cię serdecznie w gronie nowych czytelników bloga ;-) Jest mi niezmiernie miło, że jego treść stanowi dla Ciebie inspirację :-)

    Pozdrawiam
    Ewa

    OdpowiedzUsuń
  9. K,
    Właśnie kończę pisać część II serii, powinna być gotowa lada dzień:-)

    dbp,
    Dziękuje za miłe słowa. Dla mnie metoda J. Cieszyńskiej stanowi najlepsze jak dotąd uzupełnienie metody Montessori- jest bardzo z nią spójna :-) Wspaniale, że Twojej córeczce przypadła do gustu. Myślę, że ćwiczenie, o którym wspomniałaś w komentarzu (odczytywanie szorstkich liter przy zasłoniętych oczach)wspaniale stymuluje pamięć motoryczną dłoni i będzie miało korzystny wpływ na jakość i tempo pisania córeczki :-)

    OdpowiedzUsuń
  10. Magdo,
    Z niecierpliwością będę wyczekiwać Twoich przemyśleń co do kombinacji tych dwóch wspaniałych metod. Ja swoje przemyślenia postaram się zawrzeć w jednym z kolejnych wpisów z tej serii, kiedy dojdę do technik nauki czytania ;-)
    Jak już pisałam wcześniej, część II poświęcona pamięci motorycznej i jej roli w nauce pisania jest już na ukończeniu, więc na pewno doczeka się kontynuacji ;-))) Tymczasem, życzę sukcesów w trudnej sztuce lawirowania międzymetodycznego :-)

    OdpowiedzUsuń
  11. Ago,
    Przyznam szczerze, że na temat metody M. Bogdanowicz nie posiadam wystarczającej wiedzy, by móc zaryzykować jakąkolwiek konstruktywną wypowiedz. U Kuby w przedszkolu była to wiodąca metodyka. Właśnie uświadomiłaś mi przepastność mojej ignorancji:-) Obiecuję, że w najbliższym czasie postaram się nadrobić zaległości i być może wtedy będę wstanie coś, niecoś o niej napisać ;-)Dziękuję za komentarz i pozdrawiam Cię serdecznie
    Ewa

    OdpowiedzUsuń
  12. Witam serdecznie ;-) na bloga trafiłam zupełnie przypadkowo, ale jest świetny mogę to powiedzieć z czystym sumieniem ;-) Myślę, że będę zaglądać tutaj częściej. Artykuł również jest super, tyle rzeczy w nim ujętych o których każda matka mająca w wieku szkolnym, bądź tych dopiero rozpoczynających swoją edukację powinna wiedzieć :) pozdrawiam i gratuluję serdecznie pomysłu na świetny blog

    OdpowiedzUsuń
  13. Bardzo dobry artykuł. Warty przeczytania, można to powiedzieć z czystym sumieniem.Bardzo przydatny tekst dla wielu osób posiadających dzieci w wieku szkolnym.

    OdpowiedzUsuń

Thanks for visiting my blog. I love to read your comments so if you have time and like what you have read leave me one.